Duchowość michalicka
Obejrzałam ostatnio dokumentalny film o osobach borykających się z anoreksją i bulimią. Chciałam zdobyć nieco informacji na temat psychicznych i psychologicznych aspektów tej choroby. Film, produkcji amerykańskiej, ukazywał życie kilkunastu młodych kobiet przebywających w ośrodku dla osób cierpiących na zaburzenia związane z odżywianiem się. Metoda wychodzenia z choroby najczęściej była tam metodą narzuconą wbrew woli osób poddanych terapii.
Natomiast cały dzień pracy opiekunów koncentrował się na pilnowaniu tych osób w kwestii spożywania posiłków wysokokalorycznych i sprawdzania czy nie stosują one „sztuczek” w celu unikania pokarmu. Pomoc psychiatry była natomiast zogniskowana na trudnych przeżyciach pacjentek. Te przynajmniej aspekty eksponował obejrzany przeze mnie film. Poza chorobą nie było widać człowieka: jego zdolności, pasji czy pragnień (oprócz chęci skończenia ze sobą – tragiczne!). Niestety, efekty tej terapii w przypadku wielu osób okazywały się krótkotrwałe lub zupełnie nieskuteczne. Młodzi ludzie wracali więc na leczenie bądź całkowicie żegnali się z życiem. Choroba pożerała dany im czas.
Anoreksja i bulimia są jednymi z chorób, które pojawiają się jako następstwo depresji i zaburzeń związanych z akceptacją własnej osoby i brakiem poczucia sensu, brakiem doświadczenia miłości. Wiele zresztą dzisiejszych chorób, nazywanych przez nas cywilizacyjnymi, to de facto choroby wynikające ze stresu, smutku, braku odczuwania miłości drugiej osoby, poczucia zagubienia i nieodnajdywania się w brutalnym świecie.
Cierpienie chorych, zwłaszcza chorych terminalnie, jest często niewyobrażalne dla tych, którzy im towarzyszą. Koncentracja na bólu i cierpieniu może powodować, że jesteśmy spętani i jakby odrętwieni, pogrążeni w marazmie lub goryczy, obwiniamy siebie bądź inne osoby. Wówczas w oczywisty sposób nie tylko tracimy radość życia, ale w rzeczywistości samo życie.
Nie tylko choroba, cierpienie i problemy poważnie zakłócają nasz życiowy kompas, który Ewangelia ustawia na miłość Boga i bliźniego: na pełnię życia. Jakakolwiek zbytnia koncentracja na ziemskich sprawach powoduje, że jesteśmy podatni na odcięcie od źródeł życia. Planowanie każdego dnia tylko pod kątem tego, co mam zrobić, w co się ubrać, co zjeść, gdzie pójść, kieruje nasz wzrok ku ziemi. Jeśli poddajemy się cierpieniu i problemom, one szybko oddalają nas od nas samych, nas prawdziwych: wszystkich naszych talentów, osiągnięć, dobra, które było naszym udziałem. Kierują nas zaś w stronę naszych słabości, niedoskonałości, porażek i bólu. Koncentracja na wymienionych aspektach zamiast przywracać życie i nadawać sens upływającemu czasowi, marnuje: i życie i czas.
Tymczasem ks. Bronisław Markiewicz w ostatnim akcencie swoich Ćwiczeń duchownych przypomina nam o niezmiernej wartości czasu i konieczności jego właściwego zagospodarowania. Co prawda błogosławiony jako negatywne przykłady marnowania cennego czasu podaje rozrywkę, lenistwo i bezużyteczne rozmowy. Jednakże sensem i myślą przewodnią całych jego rozważań jest problem „zużywania” czasu na to, co nie daje życia, nie przynosi dobra, koncentruje nas tylko na jednym.
Choroba, cierpienie, problemy, jak również rozrywka, telewizja, Internet, rozmowy czy też praca i obowiązki – wszystko to zużywa nasz czas, ale nie zawsze nadaje mu sens. Czasem aktywności te stanowią formę ucieczki, emanacji nieuświadomionego strachu lub przekonania, że żeby żyć, trzeba czuć się przez kogoś kochanym. Wpadamy w błędne koło, ponieważ czas przeciekający nam przez palce rodzi w nas frustrację, że nie angażujemy się w sprawy przybliżające nas do Boga i nieba. Dlatego ks. Markiewicz przekierowuje nasze oczy z ziemi, problemów i troski o nas samych na Boga. Wykorzystywanie czasu według Bożej woli, niesienie dobra wbrew temu, co otrzymujemy od ludzi w zamian, nade wszystko oddawanie chwały Temu, który jedynie jest jej godzien, jest tym, na co warto poświęcić życie i czas na ziemi. Niech więc naszą modlitwą będą słowa błogosławionego: „Chcę korzystać odtąd z reszty danego mi czasu ku Twojej chwale”. Oby naszym przewodnikiem w życiowym grafiku, a jednocześnie Pocieszycielem i Doradcą w chwilach trudnych był Duch Święty, którego Ojciec nie odmówi nikomu, gdy o Niego prosimy (por. Łk 11, 12).
Joanna Krzywonos
Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (6/2022)