Czas opieki nad ubogimi dziećmi i opuszczoną młodzieżą ks. Bronisław Markiewicz wypełnił gorącą modlitwą za podopiecznych – za ich uświęcenie, wzrost i przyszłe życie. Jego wytrwała modlitwa była jakby trzymaniem duchowej straży nad daną sprawą, osobą czy miejscem. Była duchowym czuwaniem.
Oprócz trudu wytrwałości Błogosławiony ćwiczył się w “duchowej zręczności”, duchowym władaniu niebiańską bronią i poruszaniu się w duchowej zbroi. Skuteczność modlitwy ks. Markiewicza, ale przede wszystkim skuteczność jego służby i święte życie były chwalebnym znakiem jego “duchowo-militarnych” umiejętności. Można powiedzieć, że walka duchowa, podobnie jak fizyczna, jest sztuką, procesem nabierania umiejętności, w których wzrasta się jedynie przez ćwiczenia i praktykę. Boże Słowo zachęca każdego, abyśmy byli naśladowcami Chrystusa w toczeniu duchowej walki, nie tylko o siebie i swoich bliskich, ale również o tych niby obcych, a przecież według Biblii bliźnich, którzy są zwodzeni, prowadzeni na manowce życia lub do duchowego letargu, czy wręcz duchowej śmierci.
Bycie dobrym wojownikiem jest w dużej mierze kwestią doświadczenia i niejednokrotnie wyciągania wniosków z własnych porażek. Jest również dostępnym każdemu, kto wczytuje się w Słowo Boże, efektem wyśmienitej taktyki posłuszeństwa Bożemu głosowi.
Gotuj się do obrony!
Pisałam w poprzednim artykule o duchowej walce, przywołując obraz wejścia Izraelitów do Ziemi Obiecanej. Kiedy myślę o duchowych zmaganiach, nasuwa mi się również inny obraz – obraz murów Jerozolimy odbudowywanych pod przewodnictwem Nehemiasza. Przyznam, że choć Księga Nehemiasza nie opisuje wielkich bitew i spektakularnych zwycięstw, o jakich czytamy np. w Księdze Wyjścia czy Księgach Samuela, to jednak dla mnie osobiście w duchowym wymiarze zawiera znamiona zaciętej walki duchowej i wspaniałego zwycięstwa.
Nehemiasz, który mógł spokojnie spędzić życie na dworze króla perskiego Artakserksesa, w zasadzie nie powinien przejmować się tym, że Jerozolima nie posiada murów obronnych. W Jerozolimie jego rodacy wiedli przecież w miarę spokojne życie i nie odczuwali dotkliwie braku ochrony nad miastem. Dla Nehemiasza natomiast brak murów obronnych i zagrożenie ze strony wrogich sąsiadów były powodem smutku i przygnębienia widocznego na twarzy dla osób wokół. Dzięki pozwoleniu króla mógł Nehemiasz udać się do ojczyzny i wraz z chętnymi rodakami odbudować mury wokół Jerozolimy. Budowali tylko chętni, czerpiąc materiał według swojej zasobności, z tego co było im dostępne i w miejscu, które było naprzeciw ich domostwa. Za radą Nehemiasza najpierw pracowali wszyscy – za swoich braci, synów, córki i domy. W pewnym momencie byli oni również zmuszeni do obrony przed zawiścią sąsiadów, którzy kpiąco wyrażali się o trwałości odbudowywanych murów i zamierzali zaatakować Jerozolimę. W tej sytuacji mieszkańcy Jerozolimy podzielili się w połowie na budujących, a w połowie na ochraniających i strażujących na murach. Wszyscy też byli gotowi do walki i obrony. W konsekwencji odbudowali w 52 dni mury Jerozolimy, których poprzednia budowa zajęła lata. Dopiero wówczas do przeciwników mieszkańców Jerozolimy dotarł fakt, że “to właściwie Bóg dokonał całego tego dzieła”.
Poza strefą komfortu
W nadprzyrodzonym wymiarze jest tu wiele elementów, które można przełożyć na duchową walkę. Po pierwsze, odbudowa murów symbolizuje konieczność stałej duchowej ochrony świątyni Bożej, świątyni naszego serca. Po drugie, odbudowa murów, z jednej strony ma swoją cenę, z drugiej zaś, ma jeszcze większą wartość, której nie można podważyć – jest Bożym dziełem, przed którym uciekają wrogowie. Po trzecie, Księga Nehemiasza uczy nas, że jest czas, w którym wszyscy bez wyjątku angażują się w pracę, ale jest też czas, kiedy połowa sił buduje “mury”, natomiast druga połowa czuwa i trzyma straż przed przeciwnikami. Po czwarte, jeśli prowadzimy walkę według woli Bożej, On sam prowadzi naszą sprawę tak, że nikt z naszych przeciwników nie może podnieść na nas ręki, ale będzie musiał oddać chwałę Bogu. Po piąte, każdy z mieszkańców Jerozolimy odbudowywał według własnych zasobów, tym, czym dysponował. Bóg nie wymaga od nas nadzwyczajnych rzeczy, wymaga jedynie słuchania Go. Po szóste wreszcie, prowadzenie walki duchowej z Bożego natchnienia sprawia, że dzieją się rzeczy, które po ludzku są niemożliwe do wykonania – ze względu na czas i ze względu na środki.
Duchowa walka, budowanie murów i stanie na straży Bożych dzieł jest naszym powołaniem. Dlatego Słowo Boże mówi: „«Dalej! Budujmy!» I nawzajem zachęcali się do dobrej sprawy” (Ne 2,18b). Stańmy się duchowymi strażnikami naszych duchowych miast, miejsc, w których postawił nas Bóg. To bardzo zaszczytna, niemniej jednak bardzo wymagająca rola. Bóg pragnie, abyśmy byli stróżami naszych braci, a nie ich przeciwnikami! Jestem przekonana, że dzisiejsze wymagania stawiane wierzącym oznaczają przede wszystkim wyjście ze strefy komfortu, z bezpiecznego miejsca, w którym już nikt od nas niczego nie chce, a wiara nie wymaga podjęcia ryzyka. W duchowej rzeczywistości jest zawsze więcej: więcej darów, więcej walki, więcej odpowiedzialności, więcej Bożej obecności i większe pokłady Jego miłości.
Joanna Krzywonos
Artykuł ukazał się w marcowo-kwietniowym numerze „Któż jak Bóg” 2-2018. Zapraszamy do lektury!