Małżeństwo

Św. Michał Archanioł ratuje małżeństwo

Czytelnicy piszą

W naszym dwudziestoletnim już małżeństwie otrzymaliśmy od Boga wiele łask, ale były również upadki, które pozwoliły nam dostrzec wolę Bożą. Oto nasza historia.

– Podczas planów i rozmów o małżeństwie Stasia oświadczyła, że ciągle słyszy głos: „Pójdź za mną”, na to ja odpowiedziałem: „nie będę walczył z Bogiem o Ciebie”. Nie rozumiałem tego jako młodzieniec, ale zawsze sprawy Boże były dla mnie najważniejsze i nieśmiało zaproponowałem, że razem możemy także pójść za tym głosem. Po rozpoczęciu wspólnej drogi małżeńskiej kontakty Stasi ze Zgromadzeniem Sióstr Michalitek w Miejscu Piastowym wprawdzie zakończyły się, jednak Święty Michał Archanioł pilnie strzeże nas do chwili obecnej.

– W okresie nauki w szkole średniej bardzo pragnęłam wstąpić do Zgromadzenia Sióstr Michalitek i wtedy zetknęłam się ze Świętym Michałem Archaniołem. Nie zdawałam sobie sprawy, że w moim życiu będzie On miał jakieś znaczenie. Bóg miał dla mnie inny plan i na mojej drodze postawił małżonka. Długo zastanawiałam się, po czym wybrałam małżeństwo.

– W życie małżeńskie wchodziliśmy z Bogiem, wybierając Maryję jako pośredniczkę w wypraszaniu potrzebnych nam łask. Zamieszkaliśmy razem z rodzicami Stasi, gdyż ona jedna z siedmiorga rodzeństwa wyraziła zgodę na wspólne prowadzenie niewielkiego gospodarstwa rolnego. Powstała większa, dwupokoleniowa wspólnota, w której łączyła nas praca na roli i wspólne gospodarstwo domowe. Pragnęliśmy żyć pod jednym dachem w zgodzie i miłości, wybudowaliśmy nowy dom. Bóg obdarzał nas potomstwem i myśleliśmy, że jesteśmy najszczęśliwszym małżeństwem.

– Z biegiem lat przychodziły na świat kolejne dzieci, przybywało obowiązków i wtedy w naszej rodzinie zaczęło się coś psuć. Mieszkając wspólnie z moimi rodzicami, których bardzo kochałam, nie zdawałam sobie sprawy, że będzie to przyczyną oddalania się od małżonka. Wszystkie decyzje związane z prowadzeniem gospodarstwa podejmowałyśmy z moją mamą (tato już wtedy nie żył), natomiast małżonkowi wciąż mówiłam: „Słuchaj Janusz! Mama wiecznie żyć nie będzie. Ona jest bardzo związana z tym gospodarstwem, więc niech decyduje. My jesteśmy jeszcze młodzi, więc sobie damy radę”.

– Mijały lata i z wielu słów wypowiadanych w różnych tonacjach wyrastał „mur”, który zaczął oddzielać nas jako małżonków: żona z mamą stała po jednej stronie, a ja po drugiej. Do chwili, gdy ten mur był do pokonania, małżonka mogła przechodzić z jednej strony na drugą, ale po 14 latach małżeństwa mur stał się zbyt wysoki: jako małżonkowie zaczęliśmy żyć obok siebie.

– Coraz bardziej oddalałam się od męża, którego wciąż na swój sposób kochałam. Zawsze chciałam być „w porządku” wobec niego i wobec mamy. Znalazłam się w ten sposób między przysłowiowym „młotem a kowadłem”. Początkowo jakoś sobie z tym wszystkim dawałam radę, ale z biegiem czasu moja psychika nie wytrzymała. Nie potrafiłam już żyć w takim rozdwojeniu i zaczęłam szukać drogi wyjścia.

– Psychika małżonki była tak zniszczona, że nie widziała sposobu rozwiązania problemów inaczej niż przez swoją śmierć. Wtedy pomyślałem, że muszę jej pomóc i tak rozpoczęło się leczenie przez lekarza psychiatrę. Skutek okazał się fatalny: dopóki lekarstwa działały, ona spała. Gdy jednak budziła się, przychodził większy lęk i depresja pogłębiała się.

Podjąłem decyzję o zmianie miejsca zamieszkania. Stało się to w drugiej połowie maja 1994 r. i w tym czasie odwiedziła nas siostra Emanuela ze Zgromadzenia Sióstr Michalitek z Miejsca Piastowego. Stasia poznała się z nią w czasie rekolekcji dla maturzystów. Siostra zaproponowała, abym po zakończeniu roku szkolnego małżonkę i dzieci przywiózł do Miejsca Piastowego na dwutygodniowy wypoczynek. Zgodziłem się bez wahania, a sam przygotowywałem do zamieszkania zakupione mieszkanie w Krośnie. To nie był tylko wypoczynek, siostry otoczyły naszą rodzinę modlitwą, chociaż wtedy nie myślałem tymi kategoriami.

Po zmianie miejsca zamieszkania byłem przekonany, że życie całej naszej rodziny automatycznie odmieni się i będzie piękne. Ale tak się nie stało: doszliśmy do wniosku, że oprócz naszych dzieci, już nic nas nie łączy i gdyby nie one, to najlepiej byłoby się nam rozstać. Wtedy Bóg wysłał trzykrotnie księdza z zaproszeniem na rekolekcje ewangelizacyjne, które odbywały się kolejno w Rymanowie, Sanoku i Krośnie. Zaproszeń na rekolekcje w Sanoku i Rymanowie stanowczo odmówiłem z powodu braku czasu, a poza tym – jak zostawić gromadkę dzieci na trzy dni? W Krośnie rekolekcje odbywały się w naszej parafii i to w budynku szkoły, obok której mieszkamy, dlatego zabrakło mi argumentów do odmowy.

Właśnie na tych rekolekcjach zapadła nasza decyzja wyjazdu na wakacyjną oazę dla rodzin w Miejscu Piastowym. Gdy otrzymaliśmy zawiadomienie, pomyślałem sobie: „Co tam w Miejscu Piastowym może być ciekawego”? A tymczasem właśnie tam wydarzył się cud, który całkowicie odmienił nasze małżeństwo.

W czwartym dniu rekolekcji po przyjęciu Jezusa jako osobistego Pana i Zbawiciela, to On wlał w nasze serca swoją miłość. W czasie rekolekcji zawierzyliśmy również nasze małżeństwo i całą naszą rodzinę Matce Bożej, przystępując do Rycerstwa Niepokalanej. Była to dla nas chwila wielkiej przemiany duchowej, a nasz udział w tym ograniczał się tylko do szczerego i pełnego zaufania Jezusowi i postanowienia zerwania z tym wszystkim, co nie podoba się Bogu w naszym postępowaniu.

Następnie przeżywaliśmy rekolekcje dla małżeństw w Miejscu Piastowym w Domu Rekolekcyjnym Zgromadzenia Sióstr Michalitek: „Poślubiłem Cię, aby kochać”, „Maryja, Matka pięknej miłości” i „Ojcowskie serce Boga”. W programie rekolekcji „Ojcowskie serce Boga” była propozycja podjęcia aktu osobistego zawierzenia Świętemu Michałowi Archaniołowi. Był to dla nas decydujący moment na dokonanie analizy wspólnie przeżytych dni.

– Wtedy zobaczyliśmy jak na filmie wszystkie wspomniane wydarzenia z naszego życia, a w każdej z tych sytuacji był obecny Święty Michał Archanioł. Po tym odkryciu bez wahania podjęliśmy decyzję, aby w akcie całkowitego zawierzenia oddać się Jego opiece. Nasza decyzja dała nam wiele odpowiedzi na bardzo trudne pytania stawiane przez naszych przyjaciół, np. „Jak można podjąć decyzję, aby zostawić własny, wybudowany dom?” „Skąd tyle siły i odwagi by pokonać tyle trudności?” itp.

– Wiedziałem, że wszystkie te łaski pochodzą od Boga, lecz całe zło, jakie nas przygnębiało, było dziełem szatana, którego pokonał Święty Michał Archanioł. To On zabrał nas do Miejsca Piastowego, by tam pod Krzyżem Chrystusa wyprosić dla nas tak wiele łask. Dzisiaj wiem, że sprawcą naszych niepowodzeń był szatan, który wykorzystał osłabioną jedność małżeńską, a każde zwycięstwo nie było tylko przypadkiem, lecz wielkim dziełem Świętego Michała Archanioła i Niepokalanej, która przez całe nasze życie otaczała nas swym macierzyńskim płaszczem miłości.

– Po dwudziestu latach życia małżeńskiego i po tych trudnych doświadczeniach możemy powiedzieć, że jesteśmy szczęśliwi. Patrząc na nasze życie, widzimy, jak bardzo Bóg nas umiłował, okazał nam swoje miłosierdzie i ciągle ma nas w swojej opiece. Mimo tego, że obecnie mamy jeszcze więcej pokus, które są dziełem szatana, to jednak dzięki pomocy Niepokalanej i Świętego Michała Archanioła potrafimy rozwiązywać nasze problemy, potrafimy odczytać wiele znaków, jakie w codziennym życiu Bóg nam objawia, a są one odpowiedzią na prośby zanoszone w naszych modlitwach. Takim przykładem może być wielokrotnie słyszany głos w czasie jazdy samochodem np.: „Zwolnij!”, „Uważaj na samochody z prawej strony!”, „Jedź ostrożnie!” – a po niedługiej chwili znajdowaliśmy się w tak trudnej sytuacji na drodze, że tylko dzięki posłuszeństwu otrzymanym ostrzeżeniom byliśmy ocaleni od tragicznego wypadku. W naszych codziennych modlitwach na nowo oddajemy się pod opiekę Matki Bożej i Świętego Michała Archanioła. Umacnia to naszą wiarę i ufamy, że naszemu małżeństwu i całej rodzinie nic złego nie może zagrozić.

Czytelnicy z Krosna

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (5/2007)