„Wolność, równość, braterstwo albo śmierć” Tak to czasem bywa, że rzeczy wydają się z pozoru dobre, ale ostatecznie służą złu.
Podobnie było w 1790 roku, kiedy podczas przemówienia Maximilien Robespierre sformułował słynne hasło: „Liberté, égalité, fraternité” (pol. Wolność, równość, braterstwo). Powiedzenie tak się spodobało słuchaczom, że szybko przyjęło się jako znak rozpoznawczy rewolucji, a gorliwi krytycy starego reżimu dodali do niego słowa nie bez znaczenia. Tak powstała zapomniana dziś pełna wersja zawołania, czyli „Liberté, Egalité, Fraternité ou la mort” (pol. Wolność, Równość, Braterstwo albo śmierć). Bo przecież kto nie chce być wolny, równy i braterski zasługuje jedynie na zgilotynowanie. Problem polega na tym, że ludzie nie są ani wolni, ani równi, a już na pewno nie traktują się po bratersku.
Ze wszystkich wielkich idei, jakimi zajmowała się ludzkość, jedna zajmuje miejsce szczególne i jest to miejsce zasłużone, oraz poparte biblijnym autorytetem. Tą ideą jest ludzka godność. Bóg stwarzając człowieka na swój obraz i podobieństwo nadał mu niezbywalną wartość. Każdy człowiek ją posiada bez względu na to kim jest, kiedy i gdzie się urodził, jaką wiarę wyznaje lub nie wyznaje, jak prowadzi własne życie i czy w ogóle świadomy jest swojej godności. Ludzie podobni są tylko w niej, a we wszystkim innym są różni.
Warto wyobrazić sobie pewien przykład. Dwóch lekarzy posiada tę samą godność W tym są podobni, ale jeden wykonuje swoją pracę rzetelnie, troszczy się o chorych, szanuje pacjentów, a drugi lekceważy przysięgę Hipokratesa i leczy wyłącznie z niecnych powodów. Mimo iż obaj lekarze równi są w godności to jednak dzieli ich przepaść we wszystkich innych sprawach. W istocie posiadają niezbywalną godność bycia człowiekiem, ale w przypadłościach różnią się diametralnie.
Wróćmy jednak do hasła rewolucji. Kiedyś wydawało mi się, że wolność, równość i braterstwo to szlachetne życzenie tych, którzy doświadczyli zniewolenia, nierówności i poddaństwa. Od kiedy jednak zrozumiałem, że za hasłem tym stoi życzenie śmierci zdanie zmieniłem. Co więcej, uważam je za szatański wynalazek. Ludzie bowiem nigdy nie będą wolni na tym świecie, a już na pewno nie są wolni w tym samym stopniu. Nasze zniewolenie nazywa się „grzech” i dopiero po śmierci będziemy od niego w zupełności wolni. Ludzie nie są też równi (oprócz bycia równym w godności oczywiście!). Bo w czym niby wyrażałaby się ta równość? Każdy z nas jest zupełnie inny. Jeden mierzy dwa metry wzrostu, a drugi ledwo sięga nogami ziemi, gdy siedzi. Jeden urodził się w bogatej rodzinie, a drugi mieszka pod mostem. Jeden zostaje świętym, a drugi gilotynuje ludzi w imię równości.
Wreszcie samo braterstwo zakłada istnienie relacji rodzinnych między ludźmi. W przypadku bycia czyimś bratem mowa jest o związku jaki łączy synów tego samego ojca lub matki. Problem polega na tym, że rewolucja nie dookreśliła na jakiej zasadzie mamy być braćmi, skoro Bóg przestał być ojcem. Irene Dunne ujęła to w zwięzły sposób: „Próba budowania braterstwa ludzi bez ojcostwa Boga jest jak próba zrobienia koła bez piasty”. Dla rewolucjonisty braćmi byli inni rewolucjoniści, wszyscy pozostali byli wyrodnym synami starego systemu. Ostatecznie hasło rewolucji przyniosło to, czego życzyło, czyli śmierć. Musiało tym samym spodobać się w swojej sprawczości tym, którzy uwierzyli, że ludzie są tak samo wolni, równi i braterscy. Szybko stało się mottem Republiki Francuskiej i masonerii.
ks. Mateusz Szerszeń CSMA