Er, mąż Tamar, o którym pisałam w poprzednim numerze „Któż jak Bóg” i który zgrzeszył przed oczami Boga, nagle umiera. Tamar zostaje sama, ponieważ Pan pozbawił ją męża. Rozmawiając z ludźmi odnoszę wrażenie, że wielu z nich myśli właśnie w ten sposób: „Bóg pozbawił mnie tylu różnych rzeczy, nie dając niczego w zamian; tyle osób odeszło z mojego życia, że zostałam całkiem sama. Czy On nie liczy się z moimi uczuciami? Za kogo On się uważa?”.
Nikt jednak nie dodaje, że jeśli Bóg rzeczywiście czegoś nas pozbawia, to tylko po to, aby w zamian ofiarować coś lepszego, chociaż jest to dla nas niezrozumiałe. Mówi o tym sam Jezus, kiedy stwierdza, że Jego odejście będzie dla uczniów czymś pożytecznym, bo inaczej nie przyjdzie do nich Pocieszyciel, którym jest Duch Święty (por. J 16,7). Zatem tracimy coś, tylko po to, by zyskać coś innego i jedyne co w takich chwilach powinniśmy zrobić to zaufać Bogu, że On lepiej wie co robi, niż my wiemy czego chcemy i kogo potrzebujemy.
Opowiedz o sobie Bogu
Czasami rozstanie, zwłaszcza z człowiekiem, wokół którego koncentrowało się całe nasze życie i od obecności którego byliśmy uzależnieni pozwala dostrzec Boga, o którym zapomnieliśmy. Człowiek uzależniony od czyjejś obecności, jest w stanie poświęcić i zrobić wszystko, byle tylko tej drugiej osoby nie stracić. Co więcej, próbuje nawet przekonać Boga, że ten konkretny człowiek jest mu przeznaczony, tłumacząc w ten sposób swoje zachowanie. Prowadzi to do uprzedmiotowienia Boga, który jest traktowany jak złota rybka spełniająca ludzkie życzenia wyrażone w modlitwie. Zapominamy jednak Tego, który nas stworzył, zwyczajnie zapytać: „co jest dla mnie najlepsze? Kto jest mi przeznaczony?”.
Tymczasem dopiero strata człowieka pozwala dostrzec na horyzoncie Boga, który potrafi wypełnić bolesną pustkę w naszym życiu zrodzoną przez odejście kogoś, kogo kochaliśmy. Dlaczego tak się dzieje? Bo „niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu”, jak pisał św. Augustyn. Bo niejednokrotnie musimy kogoś stracić, aby zwrócić się w kierunku Tego, który jest Nieutracalny. Nie wiem, czy w swoim życiu doświadczyłaś utraty kogoś lub czegoś? Nie wiem jaka jest Twoja historia?
I nie chodzi o to, że muszę ją poznać, ale chciałabym, abyś opowiedziała ją Bogu razem ze wszystkimi nagromadzonymi w Tobie emocjami. Zamiast w milczeniu wznosić ku niebu pięść, po prostu powiedz swemu Stwórcy co czujesz. Może za miesiąc, lub za kilka lat ponownie przyjdziesz do Boga i powiesz Mu: „dziękuje Ci Panie, że wyrwałeś mnie z tej relacji, a na gruzach mojego życia Twój Duch wzniósł piękną i wartościową budowlę. Dziękuje Ci, że kiedy Ty zobojętniałeś mi całkowicie, ja nawet przez chwilę nie stałam Ci się obojętna, bo nie wiem gdzie byłabym dzisiaj, gdybyś wtedy nie wyciągnął do mnie swojej ręki i nie pokazał jak można żyć naprawdę”.
Życie dla przyjemności?
Po śmierci Era, Księga Rodzaju (por. Rdz 38,8) koncentruje się wokół warunku, jaki musi spełnić mężczyzna jeśli umiera jego krewny, nie pozostawiwszy po sobie dzieci, w szczególności syna. W takim przypadku brat zmarłego lub inny bliski krewny płci męskiej ma obowiązek poczęcia dziecka z wdową, które po urodzeniu będzie nosiło imię zmarłego i stanie się jego dziedzicem. Było to prawo na korzyść wysoko cenionej w Starym Testamencie płodności i traktowania potomstwa jako najwyższej wartości w rodzinie i narodzie. Po śmierci Era, Tamar poślubia Onana, którego imię oznacza: „silny”. Jednak również on umiera przedwcześnie, gdyż będąc z Tamar nie dopełnił wspomnianego wyżej prawa lewiratu, a nawet popełnił grzech przeciwko życiu, unikając spłodzenia potomstwa (por. Rdz 38,8-11).
Co było przyczyną tego, że Onan w sposób grzeszny uchyla się od współżycia z bratową i łamie prawo naturalne ustanowione przez Boga? Być może życiem drugiego syna Judy rządzi zazdrość i Onan domaga się chwały tylko swojego imienia, chcąc jednocześnie by imię brata, który umarł bezdzietnie zostało zapomniane. Również współcześnie możemy spotkać ludzi, do których pasowałoby imię Onan. A może Ty sama żyjesz jedynie dla własnej przyjemności, nie potrafisz z nikim współpracować, przypisujesz sobie zasługi kogoś innego, lub z zazdrością patrzysz na dobra duchowe, którymi Bóg obdarza ludzi wokół Ciebie?
Możliwość powrotu
Tymczasem nad Judą zaczynają gromadzić się ciemne chmury smutku, których źródłem jest zarówno jego grzeszna przeszłość, jak i teraźniejszość, w której umierają kolejni synowie, a w jego umyśle rodzą się podejrzenia, że za śmierć dzieci odpowiedzialna jest Tamar, na której najprawdopodobniej ciąży klątwa. Dlatego nie zważając na prawo lewiratu i obowiązek poślubienia Tamar, który spoczywa na najmłodszym synu, Juda z obawy o życie Szeli nie pozwala, aby ten poślubił Kananejkę i postanawia, że synowa zamieszka jako wdowa w domu swego ojca do czasu, aż Szela dorośnie i będzie gotowy do zawarcia małżeństwa. Myśli jednak: „Niech nie umrze on również jak jego bracia” (Rdz 38,11). Tamar po raz kolejny rozsypuje się świat i właśnie wtedy nie mogąc oprzeć się na nikim otrzymuje możliwość powrotu do domu.
Pismo Święte zwraca w tym miejscu naszą uwagę nie tyle na dom biologicznego ojca Tamar, ile na dom, który ma każda z nas, a którym jest Kościół. Nie tylko Tamar ma możliwość powrotu, Ty masz ją zawsze, bo Bóg nie odrzuca żadnego ze swoich dzieci, nawet takich, które stoją do Niego plecami. Szansa powrotu do domu ojca jest dana tym wszystkim, którzy w pewnym momencie swego życia się pogubili, którzy czują, że do nikogo nie należą, że nikomu do niczego nie są potrzebni. Przecież nasza bohaterka zostaje odsunięta na bok. Udziałem Tamar staje się odtrącenie, niezrozumienie i wyobcowanie, a więc reprezentuje ona wszystkie kobiety odrzucone, niezrozumiane, pozbawione praw, zranione i cierpiące.
Do dnia dzisiejszego na Wschodzie nie traktuje się kobiet na równi z mężczyznami, czyli jako osoby tyle, że odmiennej płci, ale czymś naturalnym jest ich uprzedmiotowienie, dyskryminacja i marginalizacja. Także w świecie Zachodu można znaleźć miejsca, w których kobiety są traktowane jak osoby «drugiej kategorii». Wielu mężczyzn uważa, że zostały one stworzone jedynie po to, by zaspokajać ich potrzeby cielesne, rodzić dzieci oraz zajmować się domem. Jednak tego rodzaju męskie oczekiwania nie zawsze są zgodne z oczekiwaniami kobiet. Tymczasem jeśli przypomnisz sobie przypowieść o synu marnotrawnym, który przegrawszy swoje idealnie zaprojektowane życie podejmuje decyzję o powrocie do domu swego ojca (Łk 15, 17-18), który go nie odrzuca, ale świętuje jego powrót, będziesz wiedziała, że bez względu na to, co wydarzyło się w Twoim życiu całe niebo czeka na Twój powrót do źródła, w którym zostałaś zrodzona do życia w Bogu.
Na koniec tej części proszę, abyś odpowiedziała sobie szczerze na pytania: Czy nie stawiam moich ambicji i planów życiowych ponad dobro drugiego człowieka? Czy w realizacji swoich zamierzeń zwracam się do Boga z pytaniem: „czy to co robię jest zgodne z Twoją wolą”? Czy dostrzegam sytuacje świadczące o dyskryminacji kobiet w środowisku, w którym żyję i co robię, aby im przeciwdziałać? A może sam, jako mężczyzna jestem tym, który uważa kobiety za osoby «drugiej kategorii»? A potem zapraszam Cię do lektury trzeciej części tekstu. Do zobaczenia.
Anna Gładkowska
Artykuł ukazał się w majowo-czerwcowym numerze „Któż jak Bóg” 3-2018. Zapraszamy do lektury!