“To jest kościół, jaki znam.” Nie dziwię się, że do niego nie chodzisz

Komunia święta jest nagrodą za to, że się uklęknęło do konfesjonału, powiedziało kilka “grzeszków” i usłyszało później charakterystyczne “puk, puk, puk”. Przerażające, że wciąż taki pogląd funkcjonuje wśród wielu katolików.

Praktykujący niekoniecznie oznacza wierzący

A po co idziesz do spowiedzi? – No jak to, po co? Żeby przyjąć potem opłatek – słyszę od praktykującej, dorosłej osoby. Widać, że praktykujący nie zawsze oznacza wierzący. Zbyt często ganimy wierzących niepraktykujących, a za mało skupiamy się na postawie praktykującego, ale “niewierzącego”, lub też nieprzyjmującego nauczania Kościoła, do którego uczęszcza.

Oczywiście, nawet po spowiedzi, w stanie łaski uświęcającej, nie jesteśmy godni przyjąć Ciała Chrystusa. Bo jak możemy być godni przyjmować Samego Boga? A jednocześnie to w tym przejawia się Jego Miłość, że uniżył samego siebie, byśmy mogli się Nim karmić, byśmy mieli Życie. Komunia nie jest nagrodą za nasze dobre sprawowanie, czy wykonanie zadania. Komunia jest lekarstwem dla naszego skołatanego, poturbowanego serca, duszy i ciała.

Kiedy spożywamy Eucharystię, dzieje się coś odwrotnego niż zwykle. Jedząc inny chleb przyswajasz go i po części za każdym razem chleb zmienia się w ciebie. Natomiast ten drugi Chleb jest silniejszy niż ty. Nie będziesz więc w stanie prze­mienić go, za to on przemieni ciebie: za każdym razem będziesz w części tym, czym jest ten Chleb “ – pisał św. Augustyn

Jednak, jeśli żyjemy w grzechu ciężkim, aby zażyć to lekarstwo, potrzebujemy najpierw innego medykamentu – Sakramentu Pokuty i Pojednania. Jednocześnie spowiedź, bez spełnienia 5 warunków, nie jest ważna i jest to jedna z elementarnych rzeczy, jakich uczymy się na szkolnej katechezie.

Do 5 warunków dobrej spowiedzi należą

  1. Rachunek sumienia.
  2. Żal za grzechy.
  3. Mocne postanowienie poprawy.
  4. Szczera spowiedź.
  5. Zadośćuczynienie.

Oznacza to, że jeśli zaczniemy kłamać na spowiedzi, bo na przykład potrzebujemy uzyskać “papier”, by zostać chrzestnym – taka spowiedź jest świętokradzka i nieważna. Chodzi o świadome zatajenie przed spowiednikiem grzechu ciężkiego. Jak podaje Katechizm Kościoła Katolickiego (2120), świętokradztwo również stanowi grzech ciężki, z którego trzeba się wyspowiadać. W tym stanie nie możemy przyjąć Eucharystii.

Musimy przyjmować Komunię świętą z żywą wiarą, ponieważ Eucharystia jest tajemnicą wiary; z pobożnością, ponieważ jest sakramentem doskonałej miłości; z wielkim szacunkiem, ponieważ jest większa, niż można to sobie wyobrazić– mawiał św. Albert

Aaa zaświadczenie do bycia chrzestnym kupię w dobrej cenie

Po wpisaniu w wyszukiwarce internetowej wyrazów: “zaświadczenie o byciu chrzestnym” pojawia się informacja o portalach ogłoszeniowych, gdzie można zakupić wymagany dokument. Tylko pytanie.. po co? 

Rodzice chrzestni to nie rodzice zastępczy, którzy w razie niedyspozycji rodziców biologicznych mają spełniać rolę rodziny zastępczej. Rodzice chrzestni nie muszą być niewierzącym bratem/ siostrą – bo jak ich nie poproszę, to się obrażą, Rodzice chrzestni to nie osoby sprowadzone do rozpieszczania chrześniaka kolejnymi, wyszukanymi prezentami.

Gdy pomyślę, jak odpowiedzialną rolę ma chrzestny – jako osoba, która ma pomóc rodzicom w wychowywaniu ich dziecka w wierze – bo taka jest jego główna rola – zastanawiam się, ile osób z pełną świadomością odpowiedziałoby TAK, by nim zostać.

Jeśli rodzice chcą ochrzcić swoje dziecko, dlatego, że pragną wychowywać je w wierze, nie powinni obrażać się, jeśli usłyszą odmowną odpowiedź od potencjalnych chrzestnych, tym bardziej jeśli decydują się pytać swoich niepraktykujących członków rodzin czy znajomych.

Jeśli rodzice chcą ochrzcić swoje dziecko, bo tak nakazuje tradycja, bo “nieochrzczone to pójdzie do piekła “, i żeby prócz tej przypiętej do wózka czerwonej wstążki przeciw urokom, jeszcze ksiądz rzucił kilka kropel wody, to może będzie zdrowo rosło… to lepiej w ogóle nie chrzcić, a osoba, jako dorosła, może w pełni świadomie wybrać sakrament i się do niego dobrze przygotować jako katechumen.

Dlaczego wciąż to sobie robimy? Krytykujemy Kościół za hipokryzję, a sami jesteśmy największymi hipokrytami? Chrzcimy dzieci, bo tak trzeba. Bierzemy ślub w kościele, bo ładna ceremonia, piękna suknia, i nastrojowe świece. Kpimy z sakramentów.

Wierzący niepraktykujący czasem bardziej wierzący niż praktykujący

“Jak to, nie przystąpicie do Komunii jako rodzice chrzczonego dziecka? Będziecie stali na środku przed księdzem, wszyscy patrzą”. “Ale żyjemy w konkubinacie”. “Oj to pójdziecie do spowiedzi”.

Wracamy do warunków spowiedzi. Aby spowiedź była ważna, musi spełniać także warunki – żal za grzechy i  postanowienie poprawy. Czy żałujesz, że popełniasz ten grzech? Czy postanawiasz zmienić swoją sytuację i z niego wyjść?

Czasem zdarza się, że bardziej dojrzale i poważnie zasady wynikające z Miłości do Boga (między innymi tym są warunki dobrej spowiedzi) biorą osoby poszukujące (tzw. wierzący niepraktykujący), niż ci “praktykujący”.

I ta właśnie “praktyka” takich “praktykujących” stała się między innymi powodem ich zaniechania praktyk. Kiedy człowiek zostaje wychowywany w rodzinie “praktykujących” i tylko taki ma obraz kościoła, nie dziwię się, że przestaje do niego chodzić.

“Oddalenie się od  Kościoła nie jest tym samym, co dechrystianizacja. Antyklerykalizm i ataki na Kościół niekoniecznie muszą wynikać z ateizmu. Czasem taki żal do <<ziemskiego personelu Boga>> oznacza w rzeczywistości, że krytycy Kościoła (często nieświadomie) biorą na poważnie wymagania stawiane przez Ewangelię i to, że ci, którzy głoszą te wymagania, sami ich nie realizują, budzi ich gniew. Ostre słowa na temat różnych negatywnych aspektów i form życia Kościoła padają przecież także z ust ludzi głęboko wierzących, a nawet wielu świętych; zagorzałych krytyków Kościoła można znaleźć zarówno wśród osób wierzących, jak i wśród tych, którzy uważają się za ateistów. U byłych chrześcijan taki gniew jest dowodem na to, że Kościół nie jest im jeszcze zupełnie obojętny” – pisał ks. prof. Tomas Halik

Wygodnie nam krzyczeć o atakach na kościół, o polowaniu na księży, o kościele jako “oblężonej twierdzy”. Oczywiście, że wiele z oskarżeń, jest fałszywych. Jednak wiele sytuacji, nie tylko przestępstw seksualnych, ale  i zwyczajnego braku serca przedstawicieli kościoła, ma miejsce. Jak pisał Tomas Merton w książce, pt: “Wspinaczka ku prawdzie”

“To nie wrogowie zewnętrzni Chrystusa są największym niebezpieczeństwem dla chrześcijaństwa. Prześladowania nigdy nie wyrządziły wewnętrznemu życiu Kościoła wielkich szkód; sedno problemu leży w sercach tych z nas, którzy wierzą w Boga i wiedzą, że powinni Go kochać i Mu służyć – ale tego nie robią!”

Sakramenty należy traktować poważnie. W końcu są wyrazem miłości Boga. Problemem nie jest tylko jakiś “ksiądz z wiejskiej parafii”, który przymyka oko,  lecz to, co dzieje się w naszym sercu. Czy, choć chodzę co niedzielę do kościoła, w moim sercu jest Bóg? Czy chcemy kierować się tym, co On głosi? Czy pragniemy za Nim iść?

“Świat pozostaje w stanie grzechu ciężkiego i potrzebuje rozgrzeszenia. Puste frazesy o konieczności “reform”, “przestrzegania Konstytucji” czy “postępu” nie uratują nas, nawet jeśli będziemy je  wykrzykiwać coraz głośniej. Tak naprawdę potrzebujemy, by w naszym słowniku znalazło się jedno słowo: Bóg. – czytamy w książce abp Fultona J. Sheena pt: “Marnotrawny świat”

“Grzesznika od świętego odróżnia tylko postawa wobec własnych grzechów. Pierwszy trwa w grzechu, drugi gorzko płacze.” – pisze gdzie indziej abp Sheen

Oby Chrystus zesłał nam ten gorzki płacz – nieprowadzący do rozpaczy, lecz do przemiany. Oczyszczający. By w naszym słowniku znalazło się jedno słowo: Bóg.

Bóg, którego traktujemy na serio.

Karolina Zaremba