To pułapka szatana, w którą wpada każdy z nas

Patrzymy na świat własną miarą. I gdy własną miarą patrzymy na Boga, możemy mieć całkowitą pewność, że to nie chrześcijański Bóg.  

Przez całe życie duchowe zmagamy się z fałszywymi wizerunkami dotyczącymi Boga. Takie obrazy przychodzą niepostrzeżenie. Czasem z poczuciem, że On jest gdzieś tam, daleko. Że się nie troszczy o nas. Albo, że może i się troszczy – ale o kogoś innego. I jeszcze, że ma wiele rzeczy na głowie, to co my będziemy Mu narzucać te nasze, drobniejsze. Jakoś damy radę. „Bo zawsze jest jakoś”.

Przez lata zdarzało się nam słyszeć, niestety również od kapłanów, że Bóg zsyła cierpienie, a my mamy ten krzyż nieść i tyle. Pozostajemy sami wobec swojego bólu i problemów, bez nadziei i zaufania. Bo jak możemy ufać Komuś, kto nam ten ból daje i każe go dźwigać w samotności? Modlimy się, bo jesteśmy pobożni. Modlimy się, bo chcemy by zmienił swój wyrok. Albo już przestajemy się modlić. Ale nie jesteśmy w stanie z kimś takim wejść w relację. Nie jesteśmy w stanie uwierzyć w Miłość i samemu pokochać.

Albo może wizerunek fajnego kumpla, bo przecież jest dobry.  Jednak odzieramy Go wówczas z Jego wszechmocy, sprowadzając do roli swojego przyjaciela, który – jest co prawda obecny, kochający – ale często w sytuacjach kryzysowych, prócz obecności – jest równie bezradny, jak i my.

Fałszywych obrazów mamy mnóstwo. Są one kłamstwami szatana. Aby je odkrywać, potrzeba rozeznawania. Zatrzymania się na chwilę w ciszy. Może czasem dłuższą. Wyjścia też ze swojej strefy komfortu. Bo wiara – jest właśnie takim wyjściem.

W dzisiejszym czytaniu z Księgi Izajasza, Bóg mówi: „Pan – to Bóg wieczny, Stwórca krańców ziemi. On się nie męczy ani nie nuży, Jego mądrość jest niezgłębiona.

On daje siłę zmęczonemu i pomnaża moc bezsilnego. Chłopcy się męczą i nużą, chwieją się, słabnąc, młodzieńcy, lecz ci, co zaufali Panu, odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły; biegną bez zmęczenia, bez znużenia idą”

A w Ewangelii Mateusza, podkreśla:

«Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem słodkie jest moje jarzmo, a moje brzemię lekkie».

Bóg się Tobą nie męczy. Nie męczy się Twoimi grzechami. Chce, byś do Niego mówił. Bóg się o Ciebie troszczy, konkretnie – o Ciebie. Działa w Twoim życiu, chociaż czasem tego nie widzisz. Pragnie, byś się w Nim zanurzył, a zanurzenie przynosi ukojenie. Chce byś Mu opowiedział o tym, co leży Ci na sercu. Nie zsyła cierpienia, jest tylko dobry. Jednocześnie jest także Wszechmocny, ma ten świat pod swoim Panowaniem, chociaż czasem wydaje nam się, że się mu wymknęło. On zwyciężył szatana. I jest Większy, niż jakikolwiek Twój problem.

Ale przede wszystkim, kocha Ciebie, takiego jakim jesteś. Nie musisz być idealny, doskonały. To w Nim dokona się Twoja przemiana, jeśli tylko będziesz chciał szczerze z Nim rozmawiać, bez zakładania maski pobożnego człowieka, bez zakładania maski osoby, która nad wszystkim panuje.

Bóg nie oczekuje, że sam się przemienisz. Nie chce, byś był sam. Bo Jego imię „Jestem”. Jestem działający w Twoim życiu, bo Bóg zawsze jak działa, to w relacji do człowieka. We fragmencie o stworzeniu świata, w Księdze Rodzaju, tylko przy stworzeniu człowieka, mamy powiedziane „Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre.”. Przy stworzeniu sklepienia, zwierząt „było dobre”. Tylko stworzenie człowieka jest „bardzo dobre”.

Tak jesteś ważny w Jego oczach.

„Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo, (…), w Nim było życie”. 

Wystarczyło Jego Słowo. Nie musiał brać do ręki łopaty i męczyć się w pocie czoła. To na Jego Słowo – dokonuje się też uzdrowienie duszy i ciała – wyznajemy podczas Mszy św. przed Komunią św. Wierzę w to? Że tylko tyle wystarczy? Słowo Boga.

W jaki sposób Bóg, który jest dobry, piękny, ponad wszystkim – może chcieć, byś cierpiał?

Jednocześnie cierpienie jest. Ból jest. Religie wschodu usiłują uzyskać stan nirwany, pewnej – w ich przekonaniu „doskonałości”, życia bez cierpienia. Ale takiego nie mamy. Hedonizm również próbuje wmówić nam, że można żyć bez bólu, a chrześcijaństwo – jakby cierpienie brało na piedestał. Jest to jednak kolejne kłamstwo złego ducha.

Świat, w którym żyjemy, jest pełen cierpienia. Przez zmianę nomenklatury, próbę uzyskania „innego wymiaru świadomości”, czy kierowania się egoizmem i przekierowania zarzutów w stronę chrześcijaństwa – nie unikniemy cierpienia. Bóg w chrześcijaństwie również cierpienia nie zsyła. Cierpienie jest złem. A Bóg jest tylko dobry. Jak mawiał św. Augustyn – „dopuszcza zło, byśmy uniknęli zła jeszcze większego„. Ale nie zsyła. „Rozgniewany” nie „siecze rózgą surowości”. Nie testuje nas, ile wytrzymamy.

Bogu tak bardzo na Tobie zależy, że postanawia wcielić się w człowieka. Rodzi się w żłobie, który symbolizuje grób i grzech. Bóg, „Stwórca krańców ziemi” rodzi się w żłobie, z którego jadły zwierzęta. „Słowo staje się Ciałem i zamieszkało między nami” – byśmy w Eucharystii mogli doświadczyć „pokrzepienia”, karmiąc się Nim. I umiera na krzyżu, by zmartwychwstać i byśmy my mogli zmartwychwstać.

Bo  „w Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci
i ciemność jej nie ogarnęła
.”

Niech nie ogarnia Cię ciemność, choć szary grudzień. Bogu, który może tylko kochać, można ufać.  „Podnieście oczy w górę i patrzcie”.

Patrzmy, ale nie swoją miarą.

Karolina Zaremba