Idziemy do serca Kościoła, do Eucharystii. Z szacunkiem i wzruszeniem pochylamy się nad słowami Ewangelii: Kiedy jedli, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał i dał im, mówiąc: Bierzcie, to jest Ciało moje. Potem wziął kielich i, odmówiwszy dziękczynienie, dał im, i pili z niego wszyscy. I rzekł do nich: To jest moja Krew Przymierza, która za was będzie wylana (Mk 14, 22-24).
Każda świątynia jest jak Wieczernik, w którym dzieją się sprawy nadprzyrodzone: sprawy Boże. Wchodzimy do niego, aby dziękować Panu za dar Eucharystii. Ale dziękując za Eucharystię, nie można nie dziękować za sakrament kapłaństwa. Bo kiedy brakuje w świątyni kapłana, nie ma również Eucharystii. A ponieważ obydwa te dary stały się, z woli Bożej, udziałem człowieka, cisną się na usta słowa Psalmu 116:
Cóż oddam Panu
za wszystko, co mi wyświadczył?
Podniosę kielich zbawienia i wezwę imienia Pańskiego
(Ps 116,12-13).
Jak wielką wagę przywiązywał ks. Markiewicz do Eucharystii, dowiadujemy się z jego Zapisków. Dnia 6 września 1875 r. notował: Najwyższa czynność moja – Msza święta, już większej godności na świecie nie osiągnę, ani w niebie nawet. Najświętsza Maryjo, Matko Boża, módl się za mną, abym zawsze godnie sprawował tę straszliwą ofiarę. Biada temu kapłanowi, który sobie cokolwiek innego wyżej ceni. (…) Przez Ofiarę Mszy świętej stoimy wyżej od aniołów i nad Najświętszą Pannę, a zaś potępieni kapłani są niżej szatanów.
Żył Eucharystią, potwierdza to świadectwo znanego nam już ks. Walentego Michułki: Miłość i cześć najgłębsza dla Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie przebijała się w całej postaci, w każdym ruchu i słowie ks. Markiewicza przy odprawianiu Najświętszej Ofiary.
Ks. Markiewicz Mszy św. nie przeciągał, Ale patrząc na jego oblicze, jego oczy, wsłuchując się w słowa jego modlitwy, prefacji, konsekracji, zaczynało się rozumieć, z jakim przejęciem i miłością sprawuje Najświętszą Tajemnicę.
Miłość do Jezusa Eucharystycznego starał się zaszczepić także swoim synom duchowym i wychowankom: Przywiązywał ks. Markiewicz tak wielką uwagę do Komunii Św. – kontynuuje ks. Michułka – że ilekroć któryś z wychowanków spóźnił się, powrócił z podróży już po Mszy Św., gdy w kościele nie było nikogo, ks. dyrektor zaraz na wstępie stawiał pytanie, (…) czy pragnie przyjąć Komunię św. Gdy zaś odpowiedź była twierdząca, nie umiał ukryć zadowolenia, jakie mu to sprawiało. (…) prowadził go do kościoła , aby mu udzielić Komunii św.
(…) Porządek i czas był tak rozłożony w zakładzie, że wszyscy słuchali codziennie Mszy Św., przystępowali do Komunii Św., po obiedzie codziennie udawali się na Nawiedzenie Najświętszego Sakramentu, a późnym wieczorem szli na pacierze do kościoła, przynajmniej w ciepłej porze. W przemowach wieczornych zachęcał młodzież, by nawet w nocy, skoro się przebudzą, zwracali swe myśli ku Panu Jezusowi w Najświętszym Sakramencie, skoro, jak mówił, On o każdej porze z miłością o nas myśli.
Naucz nas, Panie, ukochać na nowo Eucharystię; ukochać Ciebie, obecnego pod postacią chleba i wina. A dziś wołamy do Ciebie słowami pieśni:
Panie, pragnienia ludzkich serc
Ty zaspokoisz sam.
Przyjdź, Chlebie Żywy, Zbawco nasz,
Pszeniczny Darze, przyjdź!
ks. Krzysztof Pelc CSMA