Czy wątpliwości w wierze są grzechem?
Bolek 16 lat
Wydaje się, że odpowiedź na postawione pytanie jest prosta, wielu zapytanych ludzi spotkanych na ulicy niemal natychmiast zawołałoby: „Oczywiście nie!”. Przecież, aby można było mówić o grzechu, musi być świadome i dobrowolne przekroczenie Prawa Bożego i to jeszcze w dość istotnej materii. Tymczasem wątpliwość przychodzi niezależnie od człowieka, można by nawet powiedzieć, że stawianie pytań jest skutkiem danej przez Pana Boga możliwości myślenia.
Nie wolno nam jednak poprzestać jedynie na odruchowych, intuicyjnych i w sumie powierzchownych odpowiedziach. Spróbujmy – aby przyjrzeć się uważniej podjętemu zagadnieniu – podzielić nasze życie na trzy etapy (zupełnie niezależne od wieku, płci i urzędu):
– czas podejmowania decyzji o wierze,
– okres wzrastania,
– życie w wierze.
Nie da się jednoznacznie postawić granic pomiędzy poszczególnymi etapami – tak jest zwykle, gdy mówimy o procesie. O każdym procesie, w tym o procesie ludzkiego dojrzewania.
Pomoże nam w tym pewna piękna postać. Jest to Adrian, którego poznałem przed laty i któremu do dzisiaj towarzyszę. Dodam, że zainteresowany zgodził się na streszczenie jego dziejów – są one doskonałą ilustracją wspomnianych etapów dojrzewania, wzrastania w wierze.
Adrian ma teraz 21 lat, od urodzenia jest kaleką, chodzi jedynie przy pomocy specjalnego balkonika, najczęściej jednak jest wożony na wózku. Jego Rodzice nie żyją razem, nie byli nigdy połączeni węzłem Sakramentu Małżeństwa, wobec wiary są – delikatnie mówiąc – obojętni. Adrian był ochrzczony w szpitalu zaraz po narodzinach przez nieznaną położną – jego życie było wówczas zagrożone.
Gdy miał 14 lat Adrian wyjechał po raz pierwszy, trochę przypadkiem, na wczasy dla osób niepełnosprawnych zorganizowane w ośrodku rekolekcyjnym. Tam po raz pierwszy spotkał się z takim sposobem przeżywania wiary, który zmusił go do postawienia sobie wielu pytań. Zobaczył młodzież bezinteresownie, z radością i oddaniem, społecznie pomagającą chorym, zakonnice, które nie pytały o wiarę tylko raczej o wybrany przez gościa kierunek spaceru, kapłana serdecznego, otwartego, mówiącego konferencje zupełnie ludzkim głosem.
Przeżycia wakacyjne były zasianym ziarnem, które musiało trochę poczekać na kłosy… Od września była III klasa gimnazjum, wzmożona praca, starania, aby dobrze zdać egzamin gimnazjalny. Ale Adrian już nie umiał sobie wyobrazić następnych wakacji bez kolejnych wczaso-rekolekcji. Potem poszło szybko… Zaprzyjaźnieni studenci, wciąż uśmiechnięci nawet przy spełnianiu niemiłych czynności higienicznych wokół chorych, zaprosili młodego licealistę na Pielgrzymkę na Jasną Górę. Gdy już tam zmierzali, każdego dnia wózek Adriana był prowadzony przez kogoś innego. Wtedy niemal bez przerwy stawiał on pytania – poszukiwał Boga, w którego można uwierzyć, Boga, który do szaleństwa kocha człowieka i nie opuszcza go nawet, gdy człowiek pójdzie swoja drogą. Były to pytania poprzedzające podjęcie decyzji, pytania twórcze, choć dla dwudziestokilkuletnich przyjaciół często bardzo trudne. Na Jasnej Górze była I Komunia Święta po pierwszej spowiedzi świętej, niestety rodzice zaniedbali doprowadzenia Adriana do tych sakramentów w stosownym czasie szkoły podstawowej.
Po powrocie do domu zaczął się drugi etap: czas natarczywie powracających wątpliwości: „czy dobrze wybrałem”, „czy zaufałem odpowiedniej Osobie”. Nie było łatwo. Rodzice wcale się nie nawrócili, koledzy szukali łatwych rozrywek i nieco dziwili się, że Adrian zmienił zainteresowania. Zawsze jednak pytał tych, którzy dawniej uwierzyli, czytał książki, w których były następne pytania i pozostawiona wolność wyboru… Szybko wzrastał.
Teraz jako student już wie, że nie postawi Panu Bogu pytania: „dlaczego?”, tylko: „jakie dobro zaplanowałeś wobec mnie w tej sytuacji?”, „jak pomóc innym dostrzec i wiernie spełnić Twoją wolę?”.
Warto zauważyć, że w poszczególnych etapach wzrastania są pewne typy, rodzaje wątpliwości. Gdy szukam Boga, żadne pytanie nie jest grzechem, może być jedynie nieroztropne wybieranie osób, którym nasze pytania zadajemy czy niemądry dobór książek, które proponują łatwe rozwiązania. Już tu można formułować modlitwy, nawet tak prościutkie jak: „Boże, jeśli istniejesz, pomóż mi rozpoznać Ciebie. Przyślij mi ludzi, którzy są szczęśliwi wybrawszy Ciebie”.
Gdy już zadecyduję, że ufam Bogu, to nadal chcę się utwierdzać w mojej decyzji. W spotkaniu z cierpieniem, niesprawiedliwością, a nawet bezmyślnością i głupotą ludzi niszczących to, co dobre, wyśmiewających szlachetność i bezinteresowność, drwiących z Bożej Opatrzności myślący człowiek musi odnaleźć głębię pokoju w przyjaźni z Bogiem, siłę płynącą z modlitwy i wspólnoty ze świętymi w Kościele. Na tym etapie pojawiające się wątpliwości nie są grzechem, natomiast może być grzechem to, co z pojawiającymi się pytaniami zrobię. Na pewno jest grzechem ucieczka od tych pytań, zaniechanie poszukiwań, zniechęcenie i rozgoryczenie jako wolna odpowiedź na pokusy diabła.
Celem drogi chrześcijanina jest postawa wiary. Jeśli nie osiągnę takiej postawy, w której rozum nie stawia już pytań „dlaczego” to wątpliwości mogą być grzechem jako zaniedbanie własnego rozwoju, człowiek dojrzały w wierze już tylko pyta o dobro dane przez Boga i o sposoby współpracy z Jego łaską. Katechizm Kościoła Katolickiego wyraźnie określa wiarę jako posłuszeństwo woli Bożej, mogę z każdej chwili skorzystać, aby to posłuszeństwo ukochać.
Ks. Zbigniew Kapłański
Artykuł ukazał się w lipcowo-sierpniowym numerze „Któż jak Bóg” 4-2017. Zapraszamy do lektury!