Większość ludzi idzie do piekła. Czyli Kościół bez nadziei

W gorliwości w mówieniu o Panu Bogu, łatwo można się zagubić i zacząć głosić siebie i swoje poglądy, zamiast Jego naukę. Problem stał się wyraźniejszy, odkąd „Kościół” wszedł do „sieci” i zderzył się z prawem, które w niej rządzi.

Filozofia „good news is a bad news”, czyli „dobra wiadomość to zła wiadomość” – dominuje w mediach. Zła wiadomość wzbudza emocje, angażuje odbiorcę, który dzieli się owym szokiem ze znajomymi, poszerzając zasięg owej informacji. W ten sposób nakręca się spirala; rośnie „klikalność”, rośnie dochód z reklam, a dane medium / osoba, staje się bardziej popularne/a. Zasada stara, lecz, gdy istniały jedynie gazety i telewizja, nie była aż tak szkodliwa. Dzisiaj, gdy jesteśmy niemal podłączeni non stop do Internetu, jesteśmy zalewani  toksycznymi „informacjami”, które też przestały mieć z „informacją” cokolwiek wspólnego. Im mocniejsza wypowiedź, im dosadniejsza, tym lepiej.. dla owego medium, które je opublikowało.

Jak ma się w tym odnaleźć Kościół?

Dobra Nowina

W internecie ciężko jest wypromować newsa o czymś dobrym, a przecież jako chrześcijanie mamy do dyspozycji tylko Dobrą Informację. Każda inna, jest wypaczeniem chrześcijaństwa. Chrześcijanie są ludźmi nadziei (a przynajmniej powinniśmy być). Nauka, która pozbawia nadziei, która prowadzi do lęku i rozpaczy, choćby była głoszona przez duchownego, nie jest zgodna z nauczaniem Kościoła. A prawdopodobnie duchowny, który to robi, powinien skorzystać z pomocy psychologicznej, bo to znaczy, że ma jakieś problemy osobiste. I nie chodzi o to, by żyć w pluszowym chrześcijaństwie, w którym pomijamy naukę o czyśćcu, piekle, pokucie, wyrzeczeniu, krzyżu. Ale chodzi o to, by nie siać zamętu, grozy, nie skupiać się na złu, bo Bóg jest dobry. Bo Jezus ŻYJE! Mamy głosić tę prawdę wszelkiemu stworzeniu!

Większość ludzi idzie do piekła

Większość ludzi idzie do piekła – to sformułowanie powielił jeden z internetowych kaznodziei. Nie ma oparcia w Biblii, ani nauce Kościoła katolickiego. Po przesłuchaniu materiału, człowieka dopada rozpacz. Bo przecież nie da się żyć bez grzechu. „Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, [Bóg] jako wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości.” (1 J 1, 8)

Dobra Nowina jest taka, że to nie my siebie zbawiamy, ale robi to Bóg. Że zbawienie nie zależy od tego, ile uczynków zrobimy dobrych, ile złych, ale od tego, czy chcemy się nawracać, czy pragniemy skruszyć nasze serce, oddać ster Panu Bogu. Pokuta jest istotna, ale pokutą może też być znoszenie cierpienia, które przeżywamy na co dzień. Pokutą może być problem ze spłatą kredytu, ta nasza bezradność, że jesteśmy związani w taki sposób z bankiem i nie mamy na to wpływu, martwi nas i męczy, ale powierzamy tę sprawę Bogu i ufamy, że „jesteśmy ważniejsi niż wiele wróbli” i, że nas nie zostawi. (oczywiście – ufamy, modlimy się i działamy). Pokutą może być trudna relacja, że mamy przebaczać już nie 77 raz, a tysięczny.  Nie musimy nosić włosienicy, by pokutować. A jednocześnie to nie my siebie zbawiamy. Zbawia nas Pan Bóg. Bóg, który jest Miłością. Miłość, w której „nie ma lęku”.

„W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości” – czytamy w 1 liście św. Jana.  

Stanięcie w prawdzie o sobie, bez spojrzenia Pana Boga na nas samych, może doprowadzić do rozpaczy. Próbkę takiego zatrzymania się, można przeżyć podczas I tygodnia rekolekcji ignacjańskich. Odkrywamy czym jest grzech, jak Boga rani, ale jednocześnie uczymy się Mu go oddawać. Odkrywamy, że jedyne co jest nasze, to nasza nędza. Ale bez Jego spojrzenia, nasza nędza przytłoczyłaby nas tak, że nie moglibyśmy wstać. I to jest kolejna Dobra Nowina, że to Bóg do nas wychodzi, by nas podnieść, mimo naszej nędzy, co więcej – podnosi nas z naszą nędzą.  Nie można głosić nauki, w której będzie dominować filozofia o stanięciu w prawdzie, z listą grzechów – Kowalski zrobił tyle i tyle, przez całe życie – miliard dwieście trzydzieści cztery. O, to idzie do piekła, nie pokutował w życiu.

Bo jak odpokutować morderstwo? Jak odpokutować grzech aborcji?

– Jaka jest dostateczna kara za odebranie życia niewinnej istocie? Co powinnam zrobić, żeby zadośćuczynić? Jeśli nie doświadczę zbawczej miłości Jezusa i Jego przebaczenia to nie ma dla mnie nadziei i ratunku. Jestem skazana na piekło, bo na mierniku pokuty wywaliło skalę – pisze mi znajoma, której doświadczenie aborcji, niestety, nie jest obce. Ale nie jest też jej obce doświadczenie przebaczenia i zbawczej Miłości Pana Jezusa.

Skrucha, jaką odczuwa ona i inne kobiety, które dokonały aborcji, a które poznałam, jest tak przejmująca, że nie wierzę w to, by Bóg, który jest Miłością, który jadał z celnikami i grzesznikami, który mówił do kobiety cudzołożnej „i ja ciebie nie potępiam, idź, a od tej chwili już nie grzesz”, powiedziałby „nie znam cię, nie odpokutowałaś tyle, co trzeba”. Nie bez powodu mamy przypowieść o drzazdze w oku brata swego i własnej belce. Jeśli nie wejdziemy w buty danej osoby, trudno nam będzie zrozumieć jej wybory. Skupmy się więc na swojej belce, bo „przy końcu życia będziemy sądzeni z miłości” – jak mówił św. Jan od Krzyża. Oczywiście grzech nazywać grzechem, zbrodnię zbrodnią, ale w pierwszej kolejności walczyć ze swoją belką.

Kościół, który pozbawia nadziei, nie jest Kościołem Chrystusowym. Tak, Bóg, który jest Miłością, jest też Prawdą. Ale Jego prawda, nie ma nic wspólnego z tym, jak my na to patrzymy. Jego sprawiedliwość jest (na szczęście!) inna od naszego rozumienia. Nie możemy zajmować Jego miejsca. To znów jest Dobra Wiadomość.

W dzisiejszej Ewangelii mamy odpowiedź na pytanie, kto więc może być zbawiony.

„Jezus spojrzał na nich i rzekł: «U ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe»”

Potrzebujemy spojrzenia Jezusa. Nie naszego.

Karolina Zaremba