Kopanie własnego grobu wydaje się czymś strasznym, zwłaszcza jeżeli ktoś został do tego zmuszony. Historia zna takie przypadki, a i mafijno-ubecka praktyka czerpie z niej inspiracje.
Z drugiej strony wielu z nas ma już „upatrzone” jakieś miejsce na cmentarzu, a nawet za życia postawiło sobie pomnik. Exegi monumentum – jak mawiał Horacy.
Nie dziwi mnie to wcale. No co jak co, ale od śmierci nie uciekniemy, a grób jest w pewnym sensie miejscem metafizycznym.Paschalne opowiadania mówią o Józefie z Arymatei. To człowiek z wykopanym grobem – przygotowany na śmierć. Śmierć szlachetną, bo i grobowiec miał być całkiem okazały. Arymatejczyk nie spodziewał się chyba, że grób będzie miał jednak innego lokatora i to na bardzo krótki okres.
Cała sytuacja ze złożeniem Jezusa do grobu ma dla mnie wymiar symboliczny. Człowiek powinien wykopać sobie własny grób. Mówiąc wprost, przyznać się do rzeczy, które go uśmiercają i je… uśmiercić. Odprawić nad nimi żałobę, zapłakać i zaszlochać, a następnie do tak wykopanego grobu zaprosić Jezusa. Może wyda się to drastyczne, ale w tym grobie trzeba położyć się z Jezusem i czekać na zmartwychwstanie. W międzyczasie warto sobie przypomnieć dialog z książki Anne Rice:
– Umieram! – krzyknąłem.
– Umieram!
– Każdemu się to przytrafia […]
Poniżej cytat z dzisiejszej porannej lektury: „A czasu i tak nie da się zatrzymać, czas ma za nic nasze zdjęcia. Czas wręcz drwi z naszych zdjęć”. Wiesław Myśliwski, Ostatnie rozdanie
ks. Mateusz Szerszeń CSMA