Zatrzymać falę

10 września obchodziliśmy Światowy Dzień Zapobiegania Samobójstwom. Z tej okazji warto powiedzieć na ten temat parę słów, bo funkcjonuje w nim wiele szkodliwych mitów. Często również jest to temat tabu, a statystyki są coraz bardziej przerażające.

Codziennie w Polsce odbiera sobie życie około piętnastu osób. To dwa razy więcej, niż ginie w wypadkach samochodowych. Prób samobójczych jest oczywiście dużo więcej – kilkadziesiąt, może ponad sto dziennie? Kilkadziesiąt osób każdego dnia uznaje więc, że lepiej jest nie żyć, niż żyć. Kilkadziesiąt osób stanie dziś w punkcie, w którym nie widać żadnej nadziei, w którym ból jest silniejszy niż chęć przetrwania (tak przecież fundamentalna dla człowieka), w którym w zasięgu wzroku i na wyciągnięcie ręki nie ma niczego, czego można by się uchwycić.

Z roku na rok osób tych jest coraz więcej. I są to coraz młodsze osoby. Według danych Policji w 2021 roku aż 1496 dzieci i nastolatków próbowało popełnić samobójstwo. 127 z nich się to udało. Co ważne, w stosunku do roku wcześniejszego mieliśmy do czynienia z 77-procentowym wzrostem liczby prób samobójczych.

Jak nie zaszkodzić?

Mówienie, że mnie ten problem nie dotyczy, jest złudne. Chyba każdy osobiście zna kogoś, kto popełnił lub próbował popełnić samobójstwo. Nawet jeżeli o tym nie wie, bo niektórzy się z tym nie obnoszą. Często nie zdajemy sobie sprawy, że ktoś miał już taki moment beznadziei i ciemności, że dotarł do kresu swoich sił i próbował skończyć z życiem. Prawdopodobieństwo, że w naszym otoczeniu prędzej czy później znajdzie się osoba, która będzie chciała podjąć ten dramatyczny krok, jest dość duże. Wtedy szalenie istotne jest, by okazać wsparcie. Jakkolwiek, byle sensownie. Głupie teksty w rodzaju: „weź się w garść”, „inni mają gorzej, więc nie dramatyzuj” nie dość, że nie przynoszą żadnej ulgi, to jeszcze pogarszają sprawę.

My, wierzący, często próbujemy podejść do sprawy od strony wiary, proponując: „spróbuj się więcej modlić”, „za mało chodzisz do kościoła”. Nie muszę chyba mówić, że to również jest szkodliwe. Ludzie nie miewają depresji, problemów finansowych czy zdrowotnych dlatego, że się za mało modlą czy opuszczają niedzielne msze. Nie będzie to więc lekarstwo na ich problemy. Jasne, Pan Bóg może niczym pstryknięciem palców wyleczyć kogoś z depresji, ale poleganie na tym zamiast udania się do lekarza jest grzechem wystawiania Pana Boga na próbę. Po to dostaliśmy medycynę, lekarzy i psychologów, żeby z nich korzystać, gdy dzieje się coś złego.

Bagatelizowanie czyichś problemów, ocenianie ich, stawianie siebie w roli arbitra wobec ludzkich dramatów – to są ogromne problemy, które często pogłębiają czyjś kryzys. Ludzie są różni. To, że jednego nie ruszyło rozstanie z dziewczyną, nie znaczy, że na kogoś nie podziała ono mocniej. To, że jeden po utracie pracy szybko poradził sobie z jej brakiem i znalazł nową, nie znaczy, że drugiego nie złamie to tak, że trudno będzie mu się podnieść. Im szybciej przestaniemy uważać się za wzór człowieka, zgodnie z którym powinni działać też inni, tym wcześniej przestaniemy szkodzić, a może nawet zaczniemy pomagać.

Mity

Jak wspomniałem, samobójstwa to wciąż temat tabu. A co za tym idzie – narosło wokół nich mnóstwo mitów i szkodliwych wyobrażeń. Wiele z nich niestety ma związek z religią. Kościół oczywiście uznawał i uznaje – całkiem słusznie – że samobójstwo jest grzechem ciężkim, bo jest odebraniem sobie życia, mimo że sami go sobie nie podarowaliśmy. Z czasem jednak, gdy rozwijała się wiedza o człowieku i zachodzących w nim procesach psychicznych, stało się jasne, że powody odebrania sobie życia zazwyczaj są nieco bardziej skomplikowane niż wzgardzenie życiem czy chęć zrobienia na złość Panu Bogu.

Wiemy na przykład o tym, co dzieje się w głowie osoby tuż przed odebraniem sobie życia. Ks. Tomasz Trzaska, ambasador kampanii „Życie warte jest rozmowy”, w rozmowie dla portalu gosc.pl wyjaśnia: „Zwykle akt samobójczy poprzedza tzw. stan presuicydalny: osoba czuje się pod ścianą, ma zawężone widzenie świata, czuje ogromny ból i śmierć postrzega jako jedyną szansę na ustanie cierpienia. Jej odpowiedzialność jest wtedy mniejsza”. Ludzie z reguły nie odbierają sobie życia z egoizmu czy dlatego, że chcą umrzeć i to jest ich cel, do którego dążą za wszelką cenę. Ci, którzy decydują się na ten dramatyczny krok, po prostu czują, że nie są w stanie dłużej żyć. I może być w tym niewiele ich winy. U samobójcy do samego końca toczy się walka między życiem i śmiercią. Warto o tym pamiętać.

Ponadto w naszym społeczeństwie mamy ogromny problem z postrzeganiem osób, które potrzebują wsparcia psychologicznego. Bywa, że na wieść o czyjejś depresji proponujemy lek o nazwie „weź się za siebie”. Można spotkać się z opiniami, że jeżeli ktoś musi korzystać z pomocy psychologa czy psychoterapeuty, to pewnie jest wariatem. To nie pomaga, bo ludzie niechętnie korzystają z takiej pomocy, bojąc się nieprzyjemnych łatek i stygmatyzacji. Szczególnie dotyczy to mężczyzn (na 15 osób, które dziś popełnią samobójstwo, 12 to mężczyźni). Wiadomo – facet musi być silny, odporny, nie może płakać ani okazać słabości, prawda? Właśnie tego typu przekonania wpychają ludzi na drogę do samozniszczenia, bo nakładają oni na siebie więcej, niż są w stanie udźwignąć, i boją się lub wstydzą poprosić o pomoc.

Dzieci…

Jak wspomniałem na początku, z roku na rok coraz więcej dzieci odbiera sobie życie. Psychiatria dziecięca niemalże u nas nie istnieje, co niewątpliwie pogarsza sprawę. Przyczyny samobójstw wśród najmłodszych są najróżniejsze. Oczywiście nigdy nie jest tak, że tylko jedna rzecz odpowiada za ten krok. Mówi o tym Światowa Organizacja Zdrowia, mówią o tym psychologowie. Jest to zawsze splot wielu czynników – szkoła, relacje z rodzicami, z rówieśnikami, atmosfera w domu, hejt w internecie, problemy psychiczne.

Tym bardziej z zatrwożeniem obserwowałem w mediach społecznościowych, gdy pewien kapłan (z litości pominę nazwisko) udostępniał grafikę sugerującą, że przyczyną samobójstw wśród dzieci jest „bezstresowe wychowanie” (cokolwiek miałoby znaczyć to pojęcie), które w konsekwencji sprawia, że młody chłopak „wiesza się, bo rzuciła go dziewczyna”. Otwarte pozostaje pytanie, jak to się dzieje, że ci, którzy byli kiedyś tak dobrze wychowywani („stresowo”, jak się domyślam), dziś nie są w stanie powstrzymać wzrastającej z roku na rok liczby samobójstw wśród własnych dzieci. Jakby tego było mało, wśród osób po sześćdziesiątym roku życia, czyli chyba niełapiących się pod „bezstresowe wychowanie”, liczba samobójstw w ciągu ostatnich dziesięciu lat wzrosła o 50%. Może jednak więcej czynników odgrywa tu jakąś rolę?

Jak pomóc?

Czas wreszcie jasno sobie powiedzieć – jeżeli mam dziurę w zębie, to idę do dentysty; jeżeli męczy mnie kołatanie serca, trzeba odwiedzić kardiologa; jeżeli na skórze wyskoczyło mi coś dziwnego, powinien to obejrzeć dermatolog; jeżeli popełniłem grzech ciężki, dobrze wyznać go księdzu na spowiedzi; wreszcie – jeżeli nie umiem sobie z czymś poradzić w życiu, jestem rozbity i mam problem z pozbieraniem się, jeżeli mam kryzys i życie mnie przerasta, trzeba udać się do psychologa, psychiatry, na terapię… Po prostu – leczmy się. I zachęcajmy do tego tych, którzy mają problemy.

Niezależnie od tego warto korzystać z narzędzia, które dała nam ewolucja – z rozmowy. W ten sposób można komuś dodać otuchy, podtrzymać na duchu, okazać wsparcie, pokrzepić dobrym słowem, zapewnić o pomocy. Jeżeli będziemy się słuchać, a nie oceniać i krytykować, na pewno wszystkim wyjdzie to na dobre. Nieprawdą też jest, że gdy zapytamy o myśli samobójcze osobę, która wyraźnie zmaga się z czymś trudnym, to podsuniemy jej ten straszny pomysł i ją zainspirujemy. Może być wręcz odwrotnie – jeżeli taka osoba rzeczywiście miewa myśli o odebraniu sobie życia, poczuje, że w końcu może z kimś o tym porozmawiać i znaleźć wsparcie.

Ważna jest też rola duchownych, którzy na co dzień spotykają się z dramatami ludzkimi, choćby przy spowiedzi świętej. W małych miejscowościach czy wioskach bardzo trudno znaleźć psychologa czy psychoterapeutę. Znacznie łatwiej natomiast trafić do kapłana. Trzeba to wykorzystywać.

A jeżeli podejrzewamy, że ktoś jest już bardzo bliski tego ostatecznego kroku, warto zadzwonić pod 112. Nawet jeżeli nie mamy dokładnych danych i informacji – co, gdzie i kiedy, to i tak są sposoby, by taką osobę odnaleźć i skutecznie jej pomóc. Nie tylko 10 września powinien być dniem zapobiegania samobójstwom.

Tomasz Powyszyński

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (6/2022).