„Ze wszystkich złych ludzi, najgorsi są pobożni źli ludzie” – mawiał Clive Staple Lewis. Nie wystarczy czynić pobożnych praktyk, jeśli w sercu nie będzie Miłości Boga, z której wynikają nasze dobre uczynki.
Za rzadko jesteśmy w kontakcie ze sobą, by zadawać sobie pytania dotyczące naszych działań – jaki to ma cel i jaka przyświeca mi intencja. A tylko taka świadomość, stanięcie w prawdzie w świetle Bożego Słowa, ma szansę kierować nas we właściwą stronę. Możemy być uczynni, ale uczynność może wynikać z wychowania, z potrzeby bycia zauważonym, docenionym, z lęku przed odrzuceniem. W końcu – ze zwykłej pychy, która przybiera różne formy, często dobrze zakamuflowane. Czasami potrzebujemy nieprzyjemnego, nieraz bolesnego zabiegu – upokorzenia, aby przebudzić się z wewnętrznego letargu.
Pycha, pycha do piekła spycha
Zdarza się, że otrzymujemy od innych pewne sygnały o potrzebie rozwiązania konfliktu i je bagatelizujemy, chcąc jak najdłużej trwać w tzw. „świętym spokoju”. Święty spokój nigdy nie jest święty – zawsze prędzej, czy później się mści. „Święty spokój” nie wynika tylko z lenistwa, lęku przed konfrontacją, ale również może być skutkiem naszej pychy.
Czasem mamy poczucie, że nikt nas nie docenia, a przecież „tyle” robimy. Gdyby nie my, to by się wszystko zawaliło. Nie chodzi też o umniejszanie siebie i wejście w fałszywą pokorę. Dobrze jest znać swoje mocne i słabe strony. Ale nikt z nas nie jest niezastąpiony – jest jedyny i niepowtarzalny – to prawda, ale da się zastąpić. Bez nas nie będzie już tak samo, będzie inaczej – ale inaczej nie znaczy gorzej (ani lepiej!). Po prostu inaczej. Nikt nie zrobi tego tak dobrze, jak ja – to kolejna zakamuflowana pycha.
Warto przywoływać często modlitwę św. Ignacego z Loyoli o czystość intencji, która jest odmawiana w czasie tzw. medytacji ignacjańskiej: Proszę Cię Panie, Boże mój, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były skierowane w sposób czysty do służby i chwały Twojego Boskiego Majestatu.
Jako chrześcijanin muszę być perfekcyjny – jestem księdzem, siostrą zakonną, członkiem wspólnoty – muszę być wzorem, a tu znów upadek, znów wychodzi „siano z butów”, znów emocje przesłoniły rozum. Nie musisz być doskonały! Masz dążyć do doskonałości. Do doskonałości dąży się poprzez upokorzenia – poprzez powstawanie z kolejnych upadków. Pokusa bycia doskonałym – to również ukryta pycha.
„Trzeba zaprzestać budowania świętości własnymi rękami. Trzeba jak dziecko zaufać Bogu, który w trzy dni może odbudować to, co człowiek budował 46 lat. Trzeba zaprzestać skupiania się na sobie, a skupić się na Duchu, który jest jak wiatr – wieje, kędy chce. Wiatr przypomina o wolności człowieka i wolności Boga. Owocem Ducha jest wewnętrzna wolność – także od „najświętszych” schematów życia. ” – pisze ks. Krzysztof Wons SDS w książce o biblijnym Nikodemie, pt: „Nigdy nie jest za późno”
Idę do celu wykorzystując wszelkie środki, nie widząc, że krzywdzę po drodze kolejną osobę. Że nawet ten najszlachetniejszy cel – niszczy mnie, moje relacje i nie jest aktualnie dobrem dla mnie, choć bez wątpienia jest ogólnym dobrem. Sytuacje z dobrym celem, również wymagają szczególnego rozeznawania i czujności, bo łatwo jest poczuć jak nasza „pycha do piekła nas spycha”.
Pokusa bycia niewidzialnym – to kolejna skrytka pychy. Często zaczyna się niewinnie – staramy się, a nikt tego nie dostrzega. Mamy poczucie zarówno w życiu zawodowym, prywatnym i duchowym, że nikt nas nie widzi. Popadamy w deizm – Boże Ty istniejesz, ale nie interesujesz się moim losem. Ale czy kiedykolwiek – usiadłeś do modlitwy, by faktycznie jak Przyjaciel z Przyjacielem – po prostu Mu o tym powiedzieć?
W każdej sytuacji ukrytej pychy Bóg chce nam coś przekazać. Mi powiedział dość wyraźnie.
Przeżywałam prywatnie trudny czas z poczuciem braku zainteresowania Boga moimi sprawami. Zawodowo – poczucie bycia niewidocznym. Przyszedł czas Pielgrzymki „Ze św. Michałem Archaniołem na Jasną Górę”, której jesteśmy współorganizatorami. Podczas modlitwy z indywidualnym błogosławieństwem Najświętszym Sakramentem moim zadaniem była koordynacja modlitwy prowadzonej przez kapłana i koordynacja przechodzących księży z Najświętszym Sakramentem na Jasnogórskich Wałach (na dole) i na ołtarzu (na górze). Na górze obok mnie klęczała koleżanka z mężem. Podszedł do nas ksiądz z Najświętszym Sakramentem – i stanął bliżej nich. Poczułam, wiem, że absurdalnie – ale jakby to bycie niewidzialnym dotyczyło i tej sytuacji. „Boże, nawet tutaj mnie nie widzisz” – pomyślałam. Okazało się, że księża na dole już kończyli błogosławienie ludzi, a na górze jeszcze nie byli nawet w połowie. Udało mi się przejść skrótem częstochowskiego Klasztoru (ha, bycie niewidzialnym do czegoś się przydało), by poprosić ich, by przyszli jeszcze na górę, bo inaczej modlitwa się przedłuży, a jest ustalony harmonogram, którego musimy się pilnować i czekają kolejne grupy pielgrzymkowe. Gdy prowadziłam kilku księży z Najświętszym Sakramentem do ludzi na górze, poczułam, jak Bóg mi pokazuje, że tylko wtedy, gdy będę sama niewidoczna dla siebie – będę mogła pomóc prowadzić Go do innych. On mnie widzi. To ja mam przestać widzieć tylko czubek swojego nosa. Ja „niewidoczna” – prowadzę Go do tłumów.
„O mój Boże i Panie,
zabierz mnie ode mnie
i daj mnie Tobie
całkowicie na własność”
św. Klaus z Flüe
„Można studiować Prawo, codziennie zanurzać się w Pismach natchnionych, można wiernie wypełniać praktyki pobożne, podejmować posty, wiele się modlić i jednocześnie tarzać się w złych uczynkach” – pisze wspomniany już ks. Krzysztof Wons SDS
Nasze ego umiera kilkanaście minut po naszej śmierci – czasem zdarza się nam żartować w ten sposób, gdy widzimy jak nieraz zwykłe rzeczy potrafią odrzeć nasz poprawny wizerunek, który sobie sami w głowie wykreowaliśmy. Wystarczy odkryć schowek, gdzie ukryta jest nasza pycha. Ale bez tego bezustannego odkrywania, upadków i podnoszenia się z upokorzenia, nie będziemy w stanie przestać być „złymi pobożnymi ludźmi.” Podnoszenia się – zawsze z pomocą Jego ręki.
Karolina Zaremba