Czas Bożego Narodzenia jest dobrym momentem, aby zatrzymać się przez chwilę nad przyjściem Boga na świat. Bóg tak ukochał ten świat i nas, że dał swojego Syna, aby każdy kto w niego wierzy miał niekończące się życie (J 3,16). Boży Syn przyszedł, abyśmy mieli życie i mieli je w obfitości (J 10,10).
Ta obietnica pełnego i obfitego życia przewyższa obietnice dane ludowi wybranemu w Starym Przymierzu, będące obrazem tego, co Bóg przygotował swoim wiernym.
Chrześcijanin jako najeźdźca?
Największą z Bożych obietnic obietnicą była obietnica ziemi. Bóg obiecał ziemię najpierw Abrahamowi i jego potomkom. Gdy losy zaprowadziły potomków Abrahama do Egiptu, gdzie stali się niewolnikami, Bóg ponownie poprowadził lud Izraela do ziemi obiecanej, którą poprzysiągł przodkom; do ziemi, opływającej w mleko i miód. Ziemię tę, choć obiecaną przez Boga, Izrael musiał zdobyć walką.
Jako wierzący i potomkowie Abrahama – ojca wiary, jesteśmy także dziedzicami obietnicy danej Abrahamowi. Naszą ziemią obiecaną nie jest już terytorium Palestyny, ale „duchowa ziemia”, opływająca w mleko i miód – życie w obfitości. Czy możemy doświadczyć tej ziemi obiecanej już teraz? Jezus, który przyszedł dać nam pełnię życia, zapoczątkował już obecność Królestwa Bożego, czyli sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym (Rz 14,17).
Jednak jego Królestwo doznaje gwałtu i zdobywają je ludzie gwałtowni, czyli odważni i walczący. Aby nadeszło Boże panowanie na tym świecie, trzeba o to powalczyć po stronie Boga, który jest… „najeźdźcą”. Posłał on swego Syna, aby wyrzucił władcę tego świata (J 12,31), który ograbia nas z powodzenia i dobrobytu, zakłóca nasz pokój, wpędza w zamieszanie i dyskomfort, powoduje, że żyjemy raczej w duchowych deficytach, zamiast oglądania na co dzień objawiającej się mocy Królestwa oraz jego potęgi.
Podobnie jak Abraham, a później cały Izrael, idziemy do ziemi obiecanej. Można powiedzieć, że ta wędrówka jest częścią zdobywania jej. Nie powinniśmy jednak odczytywać obiecanej rzeczywistości jedynie w wymiarach dalekiej przyszłości, czy daru od Boga dopiero po naszej śmierci. Podobnie jak Abrahamowi, Bóg chce nam dać obfite życie w granicach duchowej ziemi już teraz.
Ks. Markiewicz – wojownik
Ziemię obiecaną, czyli życie w obfitości, odczytuję jako wejście w powołanie, które dla każdego z nas przewidział Bóg. W duchowych wymiarach oznacza ona dla mnie cztery etapy: droga do ziemi obiecanej, następnie zdobycie jej za pewną cenę (czasem wysoką, za cenę walki), potem zamieszkanie, czyli rozwój życia w niej, a w końcu obrona terytorium powierzonego nam duchowo przez Boga. Takie etapy zauważam w życiu ks. Bronisława Markiewicza.
Spora część jego życia (w domu, gdzie uczył się wiary w Boga i wrażliwości na ubogich, przygotowanie w seminarium, następnie posługa duszpasterza i wykładowcy) była dopiero przygotowaniem do obiecanej ziemi jego najważniejszej służby. Ks. Markiewicz podjął posługę po duchowych bojach na wielu płaszczyznach – borykał się z ludzkim niezrozumieniem, brakiem środków na rozwój służby na rzecz ubogich dzieci, z niesprzyjającymi polityczno-społecznymi układami, brakiem wsparcia od osób, od których słusznie oczekiwał pomocy.
Zamieszkanie w ziemi obiecanej powołania wymagało od Błogosławionego pogodzenia wielu obowiązków, a przede wszystkim wzmacniania się w duchowych darach (m.in. gorliwej modlitwy i postu, niezwykłej wrażliwości na człowieka, rozpoznawania znaków czasu, umiejętności kształtowania niełatwych ludzkich charakterów). Nieustanna walka charakteryzowała rozwój powołania ks. Markiewicza w służbie opuszczonym dzieciom i młodzieży, ale również wszystkim opuszczonym i zaniedbanym duchowo i pod względem wiary.
Załóż zbroję!
Ze wszystkich etapów walki najbardziej fascynuje mnie duchowa walka o ziemię obiecaną, ponieważ dopiero w niej sprawdza się moc wiary w Boże działanie, ale i świadomość autorytetu, jaki mamy w imieniu Jezusa. Już dawno odeszliśmy od myślenia o Kościele na ziemi jako Kościele wojującym i sądzę, że z tego powodu tracimy z oczu ważną prawdę. O niej pisał św. Paweł w Liście do Efezjan: „Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko. Stańcie więc [do walki] przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość głoszenia dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże” (Ef 6,11-17). Ta duchowa zbroja jest niezbędna w walce o pełne mocy i miłości życie.
Umiejętność prowadzenia duchowej walki o terytorium ziemi obiecanej jest kunsztem wojennym, na który stać tylko tych, którzy, jak Jozue i Kaleb, potrafią zawierzyć nie własnym oczom, lecz Bożym obietnicom. Są to Boży gwałtownicy zdobywający z pasją Królestwo niebieskie, ale też wyzwalający innych do wolności przeznaczonej w Chrystusie. Oni też opływają w duchowe dary krainy płynącej mlekiem i miodem. Oni też są żyzną glebą, na której obficie sieje Duch Święty.
Joanna Krzywonos
Artykuł ukazał się w styczniowo-lutowym numerze „Któż jak Bóg” 1-2018. Zapraszamy do lektury!