Życie przerosło kabaret (2)

W jednym z politycznych kabaretów sprzed lat śpiewano, że „życie przerosło kabaret”. Spotykając się z ludźmi, którzy decydują się na szczere zwierzenia, słyszymy z przerażeniem o faktach, których niekiedy nie umielibyśmy sobie wyobrazić. Co powiedzieć człowiekowi, którego ludzie strasznie poranili; jak sobie dać radę…

 

Wszystkie zamieszczone dziś relacje są prawdziwe, a opisuję je na wyraźną prośbę osób, które przeżyły te chwile (z własnej inicjatywy zmieniłem ich imiona). Dzięki tym historiom możemy utwierdzać się w pewności, że Pan Jezus jest blisko każdego z nas w największych nawet trudnościach, a Anioł Stróż otacza nas swą opieką. Aby tylko poddać się dobrym natchnieniom; aby tylko nie uwierzyć szatanowi, że już nic nie ma sensu, że życie jest przegrane, że nie warto się starać, bo to i tak nic nie da…. Kto nie uprze się, by trwać w złym, ten dostrzeże światło i odnajdzie siłę, aby się do niego przybliżać.

 

Do trzech razy…

– Właściwie nie wiem, po co przyszedłem – Piotr zaczął już w progu mówić, chociaż od dwóch dni uparcie szukał jakiejś luki w moich zajęciach i tak bardzo mu zależało na tym spotkaniu, że zdecydował się przyjść po wszystkich, gdy minęła już 22.30. Byłem pewien, że przyszedł nie tylko z powodu rodziców, którzy namawiali go na rozmowę ze mną od dłuższego czasu. Znam tę rodzinę już ponad dwadzieścia lat, jeszcze nim Piotr i jego młodszy brat, Wojtek, pojawili się uśmiechnięci na tym świecie.

– Życie straciło dla mnie jakąkolwiek wartość – mówił siedząc już w fotelu, naprzeciwko mnie – jak ksiądz doskonale wie, od dwóch lat znam Agnieszkę i kochamy się coraz bardziej. Chodziła do klasy o rok młodszej i zawsze czekałem z niecierpliwością na każdą przerwę w szkole, aby móc się z nią spotkać. Tak było przez całą moją drugą klasę, od początku znajomości. Pierwszy raz dała mi do zrozumienia, że nie jestem dla niej ważny rok temu, w czasie wakacji. Podczas wyjazdu z rodzicami, a trwało to długie 17 dni, ani razu nie napisała do mnie pierwsza; na moje sms-y odpowiadała, ale tak max do dwudziestu znaków, polonista by powiedział – lakonicznie. Potem, jak wróciła, było jak dawniej, ale jakaś rysa na naszej znajomości została. Drugi raz było źle między nami w marcu i kwietniu. Ja się ostro wziąłem za przygotowanie do matury, ostatecznie zależało mi na tych punktach i procentach, a ona mówiła, że nie rozumie, dlaczego nie mam dla niej czasu. I teraz trzeci raz – mam wyjazd z rokiem, na uczelni mówili, że jest obowiązkowy, a ona mówi, że nie chce mnie znać, bo ona zaczyna klasę maturalna i potrzebuje codziennie mojej obecności, a ja mam kaprys, aby wyjechać… Już nie chcę jej znać, ale przecież wiem, że drugiej takiej nie spotkam. Ja już chyba nawet nie chcę studiować. Dziś kupiłem sobie dużo tabletek… Czwartego razu nie będzie!

Nabrałem tchu głęboko, bo akurat po Piotrze nie spodziewałem się takiego zakończenia. Zrozumiałem w tym momencie, co znaczyły słowa wypowiedziane przez niego jeszcze w drzwiach. Ale jednak przyszedł. Czy to intuicja, czy „marudzenie” rodziców, ale mam szansę.

Rozmowa trwała do trzeciej. Teraz Piotr mówi, że szkoda, że jej nie nagrywaliśmy. Nawet, jeśli nie jemu, to komuś innemu by się przydało. Ale na jego prośbę spróbowałem zebrać to, do czego wspólnie doszliśmy. Oto rodzaj streszczenia tych ponad czterech godzin:

– zakochanie to rodzaj opętania; miłe to może, ale często prowadzi do uzależnienia od osoby; dość często zakochanie doskonale utrudnia zrozumienie, czym jest miłość i jej budowanie;

– nie wybuduje się miłości bez wolności obu stron, zniszczy się miłość przez jakiekolwiek skomlenie, przez szantażowanie („jak mnie zostawisz, to…”);

– wspólny grzech zawsze obraca się przeciw miłości, przeciw obojgu osobom;

– szkodliwe jest zburzenie piramidy wartości – chodzi o to, że gdy Pan Bóg przestaje być najważniejszy, to coś się prędzej czy później popsuje. Tylko wtedy będę mądry, gdy druga osoba jest przeze mnie traktowana jako Dar Pana Boga. Jeśli jestem gotów zrezygnować z bliskości Pana Boga, aby być bliżej kogoś, to na pewno przeżyję ogromny zawód, ogromny ból;

– gdy kocham człowieka jako człowieka, to taka relacja musi się rozpaść, bo zawsze przyjdzie chwila, że ktoś mnie nie zrozumie, źle odczyta moje intencje, o coś posądzi. Gdy kocham człowieka jako Dar Stwórcy, to wiem, że ten człowiek zawsze pozostanie tajemnicą, że wyrazem mojej miłości jest troska, aby przybliżał się do zbawienia. Jeśli chcę coś odbudowywać, reaktywować, to jedyna droga zaczyna się od postawienia na nowo tej piramidy wartości – na szczycie i ponad wszystkim Pan Bóg i Jego zasady, Prawo Jego Miłości.

W trudnych chwilach naszego życia trzeba budować samemu swoją wartość – nawet jak się relacja z tą osoba nie odnowi, to kto inny (nawet, jeśli dziś nie potrafię sobie wyobrazić, że to może być kto inny) na tym skorzysta. W ogóle to warto sobie zrobić taką listę – jakie cechy muszę jeszcze w sobie wypracować; co jakiś czas trzeba zastanowić się, jak dążyć to tych „celów pośrednich”.

Piotr chciał, abym napisał, że to nasze wspólne zmaganie zakończyło się ważnym rozgrzeszeniem. Abym uwierzył w mocne postanowienie poprawy oddał mi tę hurtową ilość pastylek. Na koniec powiedziałem mu, że przed nim jest długa droga, która wymaga jego wielkiej cierpliwości, ale Pan Bóg nie szczędzi łaski cierpliwości tym, którzy chcą być blisko Niego.

 

Dodam jeszcze, że są sytuacje, z których sami wyjść nie umiemy, ale zawsze Pan Bóg stawia na naszej drodze człowieka. Musimy go jednak zauważyć.

 

 

Ks. Zbigniew Kapłański

 

 

 

Artykuł ukazał się w majowo-czerwcowym numerze „Któż jak Bóg” 3-2012. Zapraszamy do lektury!