Aniołowie w Apokalipsie

W naszym cyklu poświęconym obecności aniołów na kartach Nowego Testamentu dotarliśmy oto do jego ostatniej księgi – Apokalipsy świętego Jana Apostoła. Zanim jednak zajmiemy się aniołami, warto powiedzieć sobie kilka słów o samej księdze.

Niewiele innych ksiąg Pisma Świętego budzi tak wielkie zainteresowanie i emocje jak Apokalipsa. Było tak chyba od samego początku. A to dlatego, że wizja końca świata zawsze jednocześnie ludzi fascynowała i przerażała, zaś Apokalipsa wydaje się o tym właśnie mówić. Czy jednak rzeczywiście tak jest? Czy ostatnia księga Biblii to po prostu scenariusz końca świata? Niekoniecznie.

Koniec czy początek?

W powszechnej świadomości termin „apokalipsa” i pochodzący od niego przymiotnik „apokaliptyczny” kojarzą nam się z czymś groźnym, niebezpiecznym, fatalnym w skutkach, wywracającym świat do góry nogami i oznaczającym definitywny koniec porządku rzeczy, do którego byliśmy przyzwyczajeni. Jednak greckie słowo αποκαλυψις (czyt. apokalipsis) oznacza dosłownie „objawienie”, rozumiane jako „odsłonięcie” czy też „odkrycie” czegoś. Coś było dotychczas zakryte i oto teraz staje się jawne. Coś było tajemnicą, której znaczenia nie byliśmy w stanie przeniknąć, ale teraz staje się dla nas zrozumiałe.

Warto zauważyć, że już w pierwszym wersecie księgi powiedziane jest, że owo objawienie dotyczy tego, „co wkrótce musi się stać”. Słowo ταχει (czyt. tachei), tłumaczone zazwyczaj jako „wkrótce”, można by przetłumaczyć także jako „w pośpiechu” czy wręcz „natychmiast”. To z kolei prowadzi nas do odkrycia, że Słowo Boże zawarte w Apokalipsie nie tyle uchyla nam rąbka tajemnicy odnośnie trudnych do przewidzenia wydarzeń, które nastąpią na samym końcu dziejów świata, ile objawia nam prawdziwy sens tego, co dzieje się „natychmiast” po otrzymaniu przez nas (poprzez Jana Apostoła) tego Słowa. A zatem Apokalipsa to nie zapowiedź swoistego „festiwalu grozy”, jaki miałby nas czekać w bliżej nieokreślonej przyszłości, lecz Słowo Boga, które tłumaczy nam to, czego doświadczamy tu i teraz, w świecie, który znamy i w którym funkcjonujemy.

Dopiero w tym kontekście jesteśmy w stanie właściwie zrozumieć rolę jaką w Apokalipsie spełniają aniołowie. Bynajmniej nie są oni „personelem” obsługującym dość dramatyczne zakończenie przedsięwzięcia zwanego „doczesnością”. Ich zadania mają dużo szerszy zakres i znacznie bardziej „pozytywne” znaczenie. Omówimy je w kilku „blokach”, gdyż analiza każdej pojedynczej wzmianki, z konieczności poskutkowałaby tekstem przekraczającym nie tylko objętość artykułu, ale i całego numeru „Któż Jak Bóg”, jeśli nie wręcz pokaźnej książki, a nie o to tu idzie.

Czy możemy pełnić funkcje anielskie?

Przede wszystkim aniołowie są tymi, którzy służą Słowu Bożego Objawienia. Już na samym początku dowiadujemy się, że każda ze wspólnot chrześcijańskich, do których Jan adresuje swój tekst (jest ich siedem, co w języku Biblii nieodmiennie oznacza pełnię – a zatem Apokalipsa jest Słowem dla całego Kościoła), ma swojego anioła. I to właśnie tym aniołom dane zostaje Słowo, które następnie mają oni przekazać powierzonym sobie wspólnotom. Także w kolejnych rozdziałach aniołowie są przekazicielami Słowa – już to na okoliczność bezpośredniej rozmowy z Janem, już to jako swoiści „konferansjerzy” lub „heroldowie” zapowiadający konkretne wydarzenia, ale także jako „chór” (niczym ten z antycznej tragedii greckiej), którego wypowiedzi pozwalają zrozumieć sens obserwowanych scen.

Co nam to mówi o obecnej rzeczywistości, skoro to o nią chodzi w Apokalipsie? To mianowicie, że do jej zrozumienia koniecznie potrzebujemy Słowa Bożego. Nie mamy szans, by pojąć sens tego, co dzieje się w naszym życiu osobistym, rodzinnym, wspólnotowym, społecznym, w naszej historii i historii świata, bez Słowa Bożego. Jak często go szukamy? Czy nie jest tak, że na co dzień bliższe nam są własne interpretacje lub sposób widzenia narzucany nam przez innych ludzi czy też przez media (obojętnie jakie)? Czy szukamy odpowiedzi i wyjaśnienia w Słowie Bożym? Sięgamy po Biblię? Prosimy Boga, by powiedział nam i pokazał, jak On widzi sprawy i wydarzenia, w których uczestniczymy?

Ten wymiar posługi aniołów pokazuje nam jednak coś jeszcze. Tak jak potrzebujemy Słowa Bożego, tak samo też potrzebujemy i kogoś, kto nam to Słowo przekaże, ogłosi. Objawienie Boże nie jest komunikatem prasowym, który każdy może sobie przeczytać w zaciszu własnej prywatności, ale Ewangelią, czyli Dobrą Nowiną, wiadomością przekazywaną od z ust do ust, od osoby do osoby, głoszoną przez ludzi, którzy sami najpierw ją usłyszeli, zostali nią poruszeni i przemienieni. A czy ja nie mogę być kimś takim dla innych? Święty Augustyn słusznie zauważył, że „anioł” to nazwa funkcji, a nie natury (naturą anioła jest bycie duchem, istotą niematerialną). Anioł to dosłownie „zwiastun”, „posłaniec”, a więc głosiciel. Ja także mogę być „aniołem” dla innych. Mam nim być.

Drugi istotny wymiar obecności aniołów w Apokalipsie to funkcja, którą można by określić jako „widzowie-adoratorzy”. Aniołowie są świadkami potęgi i chwały Boga. Wpatrują się w nią i opiewają ją (zazwyczaj w formie hymnów lub okrzyków pochwalnych). Ich uwielbienie rodzi się z zapatrzenia w Boga. Aniołowie głoszą w ten sposób wielkość, moc i dobroć Boga całemu stworzeniu. To bardzo ważne, bo stworzenie przeżywa właśnie chwile – najdelikatniej mówiąc – dramatyczne. Świadectwo aniołów jest więc świadectwem nadziei, że nad wszystkim, co się dzieje, ostatecznie panuje Bóg, który jest Wszechmogącą Miłością. Czy świat, w którym żyjemy, nie potrzebuje dziś mocnego świadectwa tej nadziei także i z naszej strony?

Miecze Bożego gniewu

Zagadnienie to prowadzi nas w kierunku być może najtrudniejszego do zrozumienia aspektu anielskich poczynań na kartach Apokalipsy. Jan wielokrotnie opisuje aniołów jako wykonawców zadań powierzonych przez Boga. A nie zawsze są to działania w tak oczywisty sposób dobroczynne dla nas, jak zwycięstwo, które archanioł Michał i jego zastępy odnoszą w imieniu Boga nad szatanem. W wielu wypadkach aniołowie są też wykonawcami gniewu Boga wobec ziemi i ludzi, wymierzają karę, wyrządzają krzywdę ziemi i ludziom. O co tu chodzi?

Warto pamiętać, że Jan spisuje Apokalipsę w czasach, gdy dzieją się rzeczy straszne. Trwają krwawe prześladowania chrześcijan. Papież Klemens (trzeci następca świętego Piotra) zostaje utopiony w morzu z kotwicą przywiązaną do szyi. Sam Jan – już w bardzo podeszłym wieku – przebywa na wyspie Patmos (co można przetłumaczyć jako „mój morderca”), gdzie zesłano go do katorżniczej pracy w kopalniach soli. Jak zrozumieć to, co się dzieje? Czemu Bóg na to pozwala?

Opis aniołów, którzy w imieniu Boga dokonują w Apokalipsie rzeczy budzących nasz niepokój, to sposób w jaki Chrystus, przez swojego apostoła, próbuje nam powiedzieć, że ostatecznie nic na świecie – nawet to, co odbieramy jako straszne i bolesne – nie wymknęło się Bogu spod kontroli. Losy świata i nasz los pozostają w rękach Boga i nic nie jest w stanie mu ich wyrwać. Nie chodzi tu o stwierdzenie, że zło dzieje się z woli Boga (że On go chce jako kary, próby, czy środka koniecznego do osiągniecia jakiegoś większego dobra), ale że ostatecznie to On jest Panem dziejów, Panem każdej sytuacji. Bóg nie przestaje działać – i to działać skutecznie – nawet w najtrudniejszych i najgorszych w naszym odczuciu momentach. Jeśli pozwala, by coś się zawaliło, skończyło, uległo zagładzie, to dlatego, że ma już przygotowane dla nas rozwiązanie, wyjście i nowe „miejsce” do życia. Ale jak je odkryć, zobaczyć, rozpoznać?

Zwiedzanie raju z przewodnikiem

Tak przechodzimy do ostatniej funkcji aniołów, jaką objawia nam Apokalipsa. Są oni „przewodnikami” po nowej, wiecznej i absolutnie szczęśliwej rzeczywistości. To anioł ukazuje Janowi zstępujące z nieba Nowe Jeruzalem, które jest Oblubienicą Baranka. To anioł następnie oprowadza go po owym Mieście, które Bóg przygotował swojemu Ludowi, i w którym sam z nami na zawsze zamieszka. To właśnie tam, w ostatnim rozdziale Apokalipsy, w Nowym Jeruzalem, nad brzegiem Rzeki Życia, Jan chce oddać pokłon aniołowi, który mu to wszystko pokazał. A wtedy słyszy od anioła, że ma tego nie robić, bo anioł jest jego „współsługą”. Jego i jego braci, proroków – czyli tych, którzy widzą rzeczywistość oczami Boga i dają temu widzeniu świadectwo tym, jak żyją, jak cierpią i jak umierają.

Godność prorocka to jeden z wymiarów powołania chrześcijańskiego – naszego powołania. Widzisz swoje życie i świat wokół ciebie oczami Boga? Chcesz, próbujesz go tak widzieć? Znasz święte Miasto, Nowe Jeruzalem? Znasz, bo to dom twojego Ojca, twój dom. I drogę do niego też znasz, bo jest nią twój brat, Chrystus. Kogoś już tam zaprowadziłeś? Kogoś tam zaprowadzisz?

ks. Michał Lubowicki

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (1/2020)