Antychryst

Antychryst, czyli w cieniu ostateczności

Czy możliwe jest, że największe zagrożenie dla chrześcijaństwa nie przyjdzie z zewnątrz, lecz z wnętrza samego chrześcijaństwa? Że nie będzie to tyran czy barbarzyńca, lecz człowiek pełen kultury, inteligencji i… miłości do ludzkości?

Władimir Sołowiow, wybitny rosyjski filozof przełomu XIX i XX wieku, postawił właśnie taką tezę w swojej proroczej, choć mało znanej dziś „Krótkiej opowieści o Antychryście”.

To dziełko, z pozoru przypowieść eschatologiczna, jest w rzeczywistości głęboko teologiczną i filozoficzną diagnozą cywilizacji nowoczesnej. Sołowiow pisał je pod koniec życia, świadomy nie tylko duchowego kryzysu Europy, lecz także narastających napięć między Wschodem a Zachodem, religią a nauką, duszą a materią. Proroczo przeczuwał katastrofy XX wieku, ale jego wizja wykracza poza historię — sięga samego kresu ludzkiego czasu.

Wbrew oczekiwaniom, Antychryst u Sołowiowa nie przychodzi jako brutalny despota ani jawnobrzmiący wróg Boga. Przeciwnie — to człowiek niezwykle utalentowany, piękny, uczony, wrażliwy. Studiował teologię, znał Pismo Święte, był miłośnikiem pokoju, sprawiedliwości i postępu. Miał w sobie coś z filozofa, artysty i męża stanu. Tylko jednego nie miał: miłości do Boga. W miejsce Boga postawił samego siebie, a jego moralność, choć wzniosła, była pozbawiona transcendencji. Był idealnym produktem epoki, która uznała człowieka za miarę wszystkiego.

Sołowiow opisał to jako subtelną, ale radykalną herezję: nie chodzi o otwarty bunt przeciw Bogu, lecz o zastąpienie Go doskonałym, ludzkim substytutem. Antychryst chce być Chrystusem – ale bez krzyża. Chce jedności – ale nie na fundamencie prawdy. Chce miłości – ale takiej, która nie wymaga ofiary.

Antychryst

W wizji Sołowiowa Antychryst zdobywa władzę nad światem nie przemocą, lecz pokojem. Jest pacyfistą, ekonomistą, dyplomatą. Zdobywa uznanie narodów, rozwiązuje konflikty, przywraca porządek. Wkrótce zostaje ogłoszony władcą świata – imperatorem. By zabezpieczyć swoją władzę, oferuje jedność religijną: zaprasza katolików, prawosławnych i protestantów do zawarcia uniwersalnego traktatu duchowego. Obiecuje wolność wyznań, pokój i dobrobyt. W zamian oczekuje jednego: uznania jego osoby za najwyższy autorytet duchowy.

I tutaj zaczyna się dramat.

W „Krótkiej opowieści…” spotykamy trzech starców — reprezentantów trzech wielkich tradycji chrześcijańskich: prawosławia, katolicyzmu i protestantyzmu. Są oni jedynymi, którzy odmawiają złożenia hołdu Antychrystowi. Dlaczego? Bo rozpoznają w nim fałsz. Nie chodzi nawet o herezję intelektualną, lecz o duchowe kłamstwo: brak pokory, brak prawdziwego odniesienia do Boga. Starcy odczytują jego „humanizm” jako idolatrię – kult człowieka bez Boga.

To właśnie ten opór — cichy, skromny, ale stanowczy — staje się momentem przełomowym. Antychryst, zdemaskowany, reaguje jak każdy tyran: przemocą. Rozpoczynają się prześladowania, nawrócenia i męczeństwa. I wtedy — w dramatycznym finale — dochodzi do powrotu Chrystusa. Ale to nie koniec spektakularny. Raczej moment oczyszczenia, w którym prawda zwycięża nie mieczem, lecz światłem.

Sołowiow nie stworzył jedynie futurystycznej opowieści o końcu czasów. Jego Antychryst to metafora duchowej kondycji nowoczesnego człowieka — kogoś, kto chce dobra, ale bez Prawdy; piękna, ale bez świętości; jedności, ale bez ofiary. To ostrzeżenie przed religią bez transcendencji, przed moralnością oderwaną od Boga.

W pewnym sensie prorokował to, co miało nastąpić: totalitaryzmy XX wieku, rozpad chrześcijańskiej tożsamości w Europie, religię sukcesu i samorealizacji. Ale jego przesłanie pozostaje aktualne również dziś, w epoce cyfrowych mesjaszy, duchowych coachów i globalnych ideologii. Wciąż stawia pytanie: czy umiemy rozpoznać fałszywe światło, gdy świeci zbyt jasno?

To pytanie nie ma łatwej odpowiedzi. Być może Antychryst Sołowiowa nie jest konkretną postacią, lecz duchem epoki — ideą, która uwodzi duszę obietnicą raju na ziemi, bez Boga. I może największą pokusą naszych czasów nie jest zło, ale dobro… które nie pochodzi od Boga.

Sołowiow pokazuje, że koniec historii nie zacznie się od wojny czy katastrofy, lecz od złudzenia zbawienia. W świecie, który wszystko zrozumiał, a niczego nie kocha, potrzebna będzie odwaga prostoty. I wiara, która nie szuka uznania — lecz Prawdy.

ks. Mateusz Szerszeń CSMA