Léon Bloy, francuski pisarz katolicki

Aniołowie przeprowadzający z ciemności do światła

Aniołowie w Biblii

Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół. Jego sługą stałem się…” (Kol 1, 24-25a).

„Tylko wtedy, kiedy Kościół cierpi, można stwierdzić, że tryumfuje, a on zawsze cierpiał. Cierpienie jest jego dziedzictwem, jego niezbywalną własnością, jego prawdziwym skarbem. Każda kropla krwi męczenników jest bezcenną perłą w skarbcu Prawdy. Chrześcijanin bez cierpienia jest jak pielgrzym bez kompasu. Nigdy nie zdoła dotrzeć do Kalwarii. Jest rzeczą konieczną, by męka, która dokonała się w Chrystusie, najświętszej Głowie Ciała Mistycznego, dopełniała się także w członkach Ciała Mistycznego” (Léon Bloy).

Powyższe słowa, pełne intuicji mistycznej, pochodzą od osoby świeckiej. Léon Bloy (1846-1917) przychodzi na świat w drobnomieszczańskiej rodzinie w Fénestreau (Francja). Jest synem inżyniera, antyklerykała i masona oraz kobiety bardzo religijnej, pochodzenia hiszpańskiego. Ojciec był bardzo pracowity, ale nerwowy i skłonny do awantur. Kiedyś Léon Bloy napisze o swoich rodzicach, że ojciec był niczym „burza z piorunami”, a matka jak „cicha gołębica”. Syn odziedziczy po nich te same cechy, które sprawią, że będzie postrzegany jako człowiek skrajności.

Wyzwolony z ciemności niewiary

Léon Bloy rozpoczyna naukę w kolegium w dwunastym roku życia, lecz po dwóch latach zostaje z niego usunięty za brak dyscypliny i posłuszeństwa. Do osiemnastego roku życia pozostaje przy rodzicach, ale nie znosząc brutalnego i cholerycznego charakteru ojca, opuszcza dom rodzinny i udaje się do Paryża. Jest zbuntowany i obojętny religijnie. „Obojętny religijnie” to zresztą za mało powiedziane, bowiem wspominając swoje lata młodzieńcze, napisze: „Był to czas, kiedy nienawiść do Jezusa i Kościoła wypełniały mój umysł i serce”.

W Paryżu doświadcza skrajnej biedy. Żyje niemal jak bezdomny i dla przeżycia podejmuje się różnych prac zarobkowych. Pracuje jako pomocnik piekarza, przy oczyszczaniu ulic i ścieków, a także jako kolporter gazet. W wolnych od pracy chwilach studiuje dzieła filozofów, klasyków i poezję, w której szczególnie był rozmiłowany. Umiłowanie literatury stopniowo otwiera przed nim podwoje świata paryskich pisarzy i poetów.

W 1867 roku spotka katolickiego pisarza Barbey d’Aurevilly. Częste spotkania i rozmowy z nim, przywiodły go do wiary katolickiej. A ta z kolei dokonała w nim radykalnej przemiany. Jego skrajny i żywiołowy temperament sprawił, że z zaciekłego agnostyka i antyklerykała, stał się bardzo gorliwym katolikiem. Z czasem napisze o sobie: „Czuję się religijnym plakatem, przybitym do pełnych blasku drzwi Kościoła Jezusa Chrystusa”. Plakatem, który ma za zadanie informować, wabić i przyciągać czyjąś uwagę. Wie, z własnego doświadczenia, jak wielkim nieszczęściem człowieka jest żyć w ciemności niewiary, toteż teraz gorąco pragnie pomagać innym w odnajdywaniu światła wiary.

W poszukiwaniu drogi życia

Mając naturę samotnika, w 1877 roku wstępuje do zakonu benedyktynów w Soligny. Jednakże przeprowadzone rozmowy z ojcem duchownym przekonują go, że Bóg oczekuje od niego czegoś innego. Przez jakiś czas prowadzi życie pobożnego wędrowca-pielgrzyma, opowiadając napotkanym ludziom o Chrystusie. Czyni to z tak wielkim przekonaniem i gorliwością, że ludzie mówią o nim: „To chyba jakiś wariat, albo święty”.

I tak oto przywędrował do sanktuarium w La Salette. Tu miał szczęście spotkać bardzo światłego ojca opata Tardifa, który przygarnął go i zaczął wprowadzać w studiowanie Pisma Świętego. Léon zainteresował się szczególnie symboliką biblijną. Odkrył swój niebywały talent „widzenia” obrazami i „rozumienia” ich znaczenia. Zaczął o tym pisać i tak stopniowo rodzi się w nim wielki talent literacki. Opat zachęca go do napisania książki o objawieniach Matki Bożej w La Salette. Po jej napisaniu Léon powraca do Paryża w przekonaniu, że ma tam do spełnienia nadzwyczajną misję i że ma ją pełnić poprzez pracę pisarską.

Dojrzewają w nim wówczas podstawy jego myśli filozoficznej i religijnej. W tymże czasie poznaje bardzo ważne osobistości literackiego świata w Paryżu. W 1889 roku poślubia Jeanne Molbeck, kobietę delikatną, troskliwą i nad wyraz szlachetną. Stworzyła mu prawdziwy dom, gdzie czuł się kochany, spokojny i gdzie mógł całkowicie poświęcić się twórczości literackiej.

Léon Bloy, francuski pisarz katolicki
Léon Bloy. Fot. Dornac, 7 lipca 1906 r. | domena publiczna

Chrześcijaństwo moją ojczyzną

Léon Bloy jest postacią kontrowersyjną. Jedni nie cierpią go, za jego styl „przesadny” i „przeładowany”, za jego „wizjonerstwo”, za jego słownictwo, które niekiedy „drażni” i „obraża”. I tworzą wokół niego zmowę milczenia. Jednym słowem, udają, że ktoś taki jak Léon Bloy w literackim świecie nie istnieje. Drudzy uważają go za wielkiego pisarza, prawdziwego poetę, świadka Jezusa Chrystusa i proroka, który odważnie mówi o Bogu i Bożych rzeczach. A są i tacy, którzy uważają go za geniusza. M. Maeterlinck napisał o nim: „Jeśli za genialność rozumie się światło penetrujące głębię tajemnic, to jego prawdziwe arcydzieło Le Femme pauvre (Uboga kobieta) (1897), jest jedynym współczesnym dziełem, w którym znajdują się ewidentne oznaki genialności”. Natomiast F. Kafka określi Bloya „ogniem, który przypomina gorliwość proroków”.

Jego świat to świat chrześcijański, w którym czuje się on jak w swojej ojczyźnie. Tam gdzie my na ogół dostrzegamy tylko dogmaty, przepisy, nakazy i zakazy, on widzi dramat miłości i cierpienia. Bloy posiadł ogromną wrażliwość i doświadczył stanów intuicji mistycznej. Stronił od filozofii, którą uważał za stratę czasu, a nawet za obrazę Boga. Także z teologią niezbyt się bratał, chociaż otwarcie jej nie odrzucał. Natomiast cenił sobie bardzo doświadczenie Boga, osiągane na drodze miłości.

Życie jako nieustanne pielgrzymowanie

Léon Bloy jest przede wszystkim poetą. Sztukę rozumie jako wysiłek docierania do Boga. Napisze: „Kiedy mówi się o Bogu, to wszystkie ludzkie słowa są niczym ślepe lwy w poszukiwaniu źródła na pustyni”. Niemniej jednak, on sam dużo pisze o Bogu z odwagą i gorliwością. Jego twórczość to otwarte okno na nieskończoność i tajemnicę Boga. Im bardziej zanurzamy się w lekturę tych dzieł, tym horyzont Bożych tajemnic ukazuje się coraz bardziej rozległy, więcej światła się zapala i dusza więcej tęskni za Bogiem. Życie Léona było nieustannym pielgrzymowaniem w poszukiwaniu Chrystusa i ludzkich dusz: „w poszukiwaniu Boga, by świadczyć o Nim; w poszukiwaniu ludzkich dusz, by budzić w nich konieczność takiego chrześcijaństwa, które rozpali w sobie sens Boga i Bożych rzeczy, które doceni bezcenną mękę Ukrzyżowanego i ukocha życie według ewangelicznych błogosławieństw”.

Współcześni pisarze i poeci mówią o nim, że jest żywym potokiem światła i cieni, obrazów i symboli, ostrych i delikatnych słów. Potrafi przykuwać czytelnika i wprowadzać w tajemniczy świat, który zawiera wizje nieba i piekła, rodzi nostalgię za Bogiem, lecz także wzbudza głęboki niepokój u tych, którzy odwrócili się od Boga. O szatanie, przeciwniku Niewiasty (Ap 12) i kusicielu Jezusa, napisał: „Szatan, zdaniem mistyków, jest tak strasznym potworem, że gdyby Bóg pozwolił mu ukazać się takim, jakim jest w rzeczywistości, to cały rodzaj ludzki i cały świat zwierząt wydałby okrzyk grozy i padł martwy z przerażenia. Potwór ten, ogołocony z miłości, z ogromną nienawiścią działa przeciwko Bogu i ludziom, chcąc ich oderwać od Boga i włączyć w swoje diabelskie zastępy. Jego ulubioną bronią jest bogactwo (bóg-pieniądz), kłamstwo, pycha i rozwiązłość”. Niestety, bardzo wielu ludzi pozwala się tak łatwo okłamywać i ogłupiać, że Szatan i piekło nie istnieją, chociaż Chrystus Pan tak wyraźnie o tym mówi. Piekło jest dla tych, którzy na widok Jezusa mówią: „Nie chcemy, żeby Ten królował nad nami” (Łk 19, 14).

Największy „Biedak” wśród biedaków

Nie był on teologiem, a jednak jego twórczość posiada zdumiewającą głębię teologicznych przemyśleń. On sam uważał siebie jedynie za świadka wiary chrześcijańskiej. O tym, że wszystko odnosił on do Boga, niech poświadczy pewne wydarzenie. Któregoś dnia czuł się bardzo źle i pięcioletnia córeczka Weronika „przyłapała” go na tym, że był bardzo smutny i płakał. Dziewczynka wspięła mu się na kolana, przytuliła, objęła za szyję i po kilku serdecznych pocałunkach rzekła: „Tatusiu, nie płacz! Tak bardzo cię kocham! Nie płacz!”. A po chwili dodała: „Tatusiu, dam ci coś!”. Zeskoczyła z jego kolan i pobiegła do miejsca, gdzie miała zabawki. (Należy tu nadmienić, że byli oni rodziną bardzo biedną. Zachowało się kilka listów, z których wynika, że Bloy często prosił znajomych i krewnych o pomoc materialną, zapożyczał się, a później wierzyciele deptali mu po piętach). Otóż Weronika miała tam kilka starych, wybrakowanych zabawek, podarowanych jej przez sąsiadów, a miała także swoją nową, ulubioną, zakupioną jej przez rodziców na urodziny. I właśnie tę dała ojcu. Léon Bloy doznał głębokiego wzruszenia. I długo nad tym rozmyślał.

Gdy na drugi dzień rano przystępował do Komunii Świętej, ten gest dziecka olśnił go niebywałym światłem. O tym doświadczeniu w swoim dzienniczku, odnotował następująco: „Moje kochane dziecko, w swoim ubóstwie zdecydowało się dać mi swoją rzecz najpiękniejszą, najukochańszą i uczyniło to z ogromną miłością. Czy istnieje coś piękniejszego od współczucia kogoś, kto nic nie posiada, a chce coś podarować? Był to gest «boski». Taki jest Pan Bóg! Bóg, to największy «Biedak» wśród biedaków. Nie mając «rzeczy» do podarowania, jest zmuszony dawać tym, których kocha, samego siebie!”.

Mistyk cierpienia

Léon Bloy zyskał sobie przydomek: „mistyk cierpienia”. Powszechnie znane są jego słowa o cierpieniu: „Cierpienie jest Łaską, na którą nie zasłużyliśmy”, tzn. której nie jesteśmy godni otrzymać. „Cierpienie! Oto wielkie słowo! Oto rozwiązanie problemu każdego ludzkiego życia na ziemi. Cierpienie, to trampolina wszystkich wyższych rzeczywistości; przesiewacz wszystkich zasług; niezawodne kryterium moralnego piękna! Ludzie nie chcą zrozumieć, że cierpienie jest konieczne. Ci, którzy mówią, że cierpienie jest użyteczne, nic nie rozumieją. Użyteczność zawsze zakłada coś «dodatkowego», coś «przypadkowego», podczas gdy cierpienie jest czymś «koniecznym». Jest ono kręgosłupem, czymś bardzo istotnym w życiu duchowym. Ono pozwala nam rzucić się w Serce Otchłani, czyli w «Serce Boga», w Serce naszego Pana Jezusa Chrystusa i tam pulsować wraz z Jego Sercem i w ten sposób «podnosić» Ziemię ku Zbawicielowi”.

Jego myśl koncentruje się na obecności Chrystusa cierpiącego, Chrystusa ubogiego. Na wielu stronicach poświęconych cierpieniu dostrzega się pewną zażyłość, jaka istnieje pomiędzy nim a Chrystusem cierpiącym. W jednym z listów z 1872 roku pisze: „Dziś, gdy zbliżałem się do Komunii Świętej, ukazało mi się krwawiące Oblicze Chrystusa”. Pełne cierpienia, zakrwawione Oblicze Chrystusa, wycisnęło w jego sercu niezatarte znamię. Dostrzegał w tym Obliczu „zwierciadło”, w którym odbija się dramat ludzkiej niedoli, ale także Boży dar zbawienia. „Z tego Oblicza wydobywa się nadziemskie światło, które oświeca historię, daje szczególny sens cierpieniu i ożywia nadzieję”. W tych stwierdzeniach zawarta jest jego synteza jakże wnikliwych przemyśleń i mistycznej intuicji.

Gdy pewnego razu zapytano go: „Kim ty jesteś? – odpowiedział: Nie jestem ani dziennikarzem, ani pisarzem, ani krytykiem literackim, ani myślicielem, ani kimkolwiek innym: ja jestem tylko katolikiem”. A na końcu swojej słynnej powieści Uboga kobieta, dużymi literami zamieścił głęboką myśl, która poniekąd tłumaczy jego smutek: „Istnieje tylko jeden smutek: nie być świętym!”.

* * *
Aniołowie święci, czuwajcie nad tym, by ludzie nie pozwalali się ogłupiać mówieniem, że szatan i piekło nie istnieją. Otwierajcie ich oczy na prawdy Ewangelii i prawdziwą naukę Kościoła, bo to jedynie pewna droga, która wiedzie do zbawienia. Amen.

ks. Henryk Skoczylas CSMA 

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (5/2016)