Najtrudniej

Są tacy ludzie, których trudno nam znieść. Ich obecność drażni, ich słowa ranią, ich zachowanie wywołuje w nas bunt. To ci, którzy krzyczą zamiast słuchać, atakują zamiast rozumieć, odpychają zamiast przyjąć. Patrzymy na nich z dystansem, czasem z litością, częściej z niechęcią. I choć może nigdy nie wypowiemy tego głośno, uciekamy od nich — psychicznie, emocjonalnie, a nieraz i fizycznie. Bo są trudni. Bo nas ranią. Bo nie zasłużyli na naszą uwagę.

A jednak to właśnie oni — ci, których najtrudniej kochać — najbardziej potrzebują naszej miłości.

Trudno w to uwierzyć. Nasza ludzka logika podpowiada coś zupełnie innego: kochaj tych, którzy cię kochają. Wspieraj tych, którzy są dla ciebie dobrzy. Otwórz serce dla tych, którzy potrafią okazać wdzięczność. Ale Chrystus przyszedł na świat, by odwrócić tę logikę. On mówi: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół”, „Błogosławcie tych, którzy was prześladują”, „Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”. I to nie są puste slogany. To konkretne zaproszenie do rewolucji miłości.

Bo właśnie ci, którzy są najbardziej zgorzkniali, często noszą w sobie największy ból. Ci, którzy ranią, sami zostali poranieni. Ci, którzy krzyczą, w środku być może wołają o pomoc. Nie mamy pojęcia, jak długą drogę przeszli, by dojść do miejsca, w którym dziś są. I nie mamy pojęcia, ile razy zostali odrzuceni, zanim nauczyli się odrzucać innych.

Miłość do takich ludzi nie jest łatwa. Nie jest romantyczna, nie jest wdzięczna, nie daje od razu poczucia spełnienia. Czasem przypomina krzyż, który trzeba nieść dzień po dniu. Ale to właśnie ta miłość przemienia świat — i przemienia nasze serce. Bo tylko miłość bezwarunkowa, cierpliwa, cicha i wierna, potrafi przebić się przez mur ludzkiej obojętności i lęku. To taka miłość zmienia zatwardziałych grzeszników, przywraca pokój w domach, leczy rany zadane przez lata.

Nie chodzi o to, by godzić się na krzywdę. Nie chodzi o naiwność czy brak granic. Chodzi o decyzję serca: chcę kochać, choć nie mam powodu. Chcę widzieć w tobie nie to, co trudne, ale to, co ukryte i piękne. Chcę wierzyć, że pod warstwą gniewu, ironii, arogancji, jest ktoś, kto tęskni za miłością — choć sam o tym nie wie.

fot. Grzegorz Sękulski | Unsplash

Być może właśnie ty jesteś jedyną osobą, która może tej osobie pokazać, że wciąż jest nadzieja. Że nie wszystko stracone. Że warto żyć inaczej. A jeśli twoja cierpliwość i miłość rozpalą w niej choćby małą iskrę dobra, to znaczy, że twoja obecność miała sens.

Chrześcijaństwo nie jest religią wygody. Jest drogą krzyża. Ale też drogą chwały. I nie ma większej chwały niż ta, gdy z miłości do drugiego człowieka potrafimy zrezygnować z siebie, przebaczyć, wyciągnąć rękę. Właśnie wtedy nasze serce staje się naprawdę wolne. Właśnie wtedy najbardziej upodabniamy się do Boga.

Bo Bóg nie przyszedł do świata łatwego, pięknego i wdzięcznego. Przyszedł do świata trudnego, poranionego i niewdzięcznego. Przyszedł do mnie i do ciebie. Do tych, których najtrudniej kochać.

I zostawił nam jedno polecenie: „Miłujcie się wzajemnie, jak Ja was umiłowałem”. Nie „jeśli zasługują”. Nie „jeśli cię rozumieją”. Nie „jeśli cię nie ranią”. Po prostu: miłujcie.

Ks. Mateusz Szerszeń CSMA