Patologia zdrowia

Patologia zdrowia

Mit doskonałego zdrowia w gruncie rzeczy skrywa mniej lub bardziej świadome pragnienie wszechmocy i nieśmiertelności, które wcześniej czy później będzie musiało zostać skonfrontowane z zasadą realizmu, jaką narzuca nam nieuchronne i nieodwracalne starzenie się. Dlaczego tak bardzo lgniemy do życia, które szybko przemija? Dlaczego tak mało kochamy Boga, który ma być naszym szczęściem przez całą wieczność?

Ogromna rzesza ludzi żyje na tym świecie tak, jakby go nigdy nie miała opuścić. Człowiek, który umiera, ma się usunąć od świata, oderwać od osób, choćby najdroższych i zajmować się tylko Bogiem i zbawieniem swej duszy. Przypominając nam o śmierci, Kościół chce nas przygotować na podróż do domu wieczności…

Dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka

W ostatnim czasie zdarzyło mi się wspierać ludzi, którzy bardzo rozpaczali po śmierci bliskich im osób. Nie mogli się pogodzić z ich odejściem i nawet bluźnili przeciwko Bogu, mając pretensje, że nie wysłuchał ich modlitw. Najbardziej zszokowała mnie wypowiedź jednej z kobiet, która stwierdziła, że Boga nie ma, bo gdyby był, to na pewno uratowałby jej zmarłego partnera, skoro o to prosiła. W dodatku przed jego śmiercią udała się do jednego ze znanych polskich sanktuariów maryjnych, gdzie na kolanach obeszła ołtarz aż 9 razy w intencji zdrowia swojego ukochanego mężczyzny. Jednak nawet tak wielkie „poświęcenie” nie pomogło. Zapytałam ją wówczas, dlaczego akurat 9 razy? Odpowiedziała, że jest przecież dziewięć chórów anielskich. Jednakże to nie wszystko….

Jakiś czas temu jedna ze specjalistek psychiatrii doradziła tej kobiecie, żeby skontaktowała się… ze znaną numerolożką i wspólnie z nią ustaliła odpowiedni termin, a nawet godzinę operacji partnera, bo nie każdy czas sprzyja leczeniu…

Nie zapomnę też dnia, kiedy zachorowałam na grypę (był to czas pandemii) i jedna ze znajomych doradziła mi, oczywiście telefonicznie, że jeśli chcę przeżyć, koniecznie muszę zakupić kilogram witaminy „C” w proszku (lewoskrętnej) oraz dużo węgla aktywnego i cynku, bo inaczej „terapia” nie zadziała. Nie skorzystałam z jej porady, bo wolę babcine sposoby leczenia grypy.

Obsesyjne poszukiwanie zdrowia

Jeden ze znanych amerykańskich miliarderów miał w swoim czasie aż siedem przeszczepów serca. Nie było to zalecenie lekarza, a chęć zapewnienia sobie długowieczności!

Św. Paweł mówi: „Nikt z nas nie żyje dla siebie, i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana” (Rz 14,7-8). I w życiu więc, i w śmierci należymy do Pana. Dla sprawiedliwego śmierć jest końcem wszelkiego zła, końcem smutku, pokus i nieszczęść, ale też początkiem szczęścia, bramą do życia, spoczynku i wiecznej szczęśliwości. Św. Ignacy Loyola zachęca nas, byśmy nie pragnęli bardziej zdrowia niż choroby, bogactwa niż ubóstwa, szacunku niż pogardy, życia długiego niż krótkiego; i co za tym idzie, byśmy spośród wszystkich pozostałych rzeczy pragnęli tylko tego i tylko to wybierali, co nas bardziej prowadzi do celu, dla którego zostaliśmy stworzeni.

Kohelet wprowadza nas w tajemnicę umierania słowami: „Pomnij jednak na Stwórcę swego w dniach swej młodości, zanim (…) wróci się proch do ziemi, tak jak nią był, a duch powróci do Boga, który go dał” (Koh 12,1.7).

Śmierć fizyczna to bolesne doświadczenie, jednak nie zapominajmy, że: „Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie” (J 11,25). Dlatego nie powinno być w naszych sercach miejsca na rozpacz ani beznadzieję. Nasi zmarli krewni i przyjaciele są w ciągłej relacji z Bogiem. Bóg jest Bogiem żywych, ale i umarłych, bowiem dla Niego wszyscy żyjemy. Pozostaje nam błagać Boga o to, by otworzył nasze oczy, abyśmy nie zatrzymywali się na tym, co widzialne, abyśmy przejrzeli i zrozumieli, że nasi bliscy nie opuścili nas i oni również otaczają nas na podobieństwo świadków (por. Hbr 12,1). Ofiara eucharystyczna, czyli Msza św., jest najwspanialszą formą ofiary przebłagalnej w intencji tych, którzy odeszli z tego ziemskiego padołu.

Weź do ręki długopis i pisz…

Nierzadko zdarza mi się rozmawiać z kobietami, które twierdzą, że tak intensywnie rozmyślały o bliskich zmarłych, a nawet ich przywoływały, że pewnego dnia zaczęły systematycznie odbierać od nich informacje, tworzyć wiersze, teksty objawione… To jednak niestety nic więcej jak najczęściej współcześnie spotykana forma spirytyzmu, która nie ma nic wspólnego ze świętością. Polega ona na otwieraniu swojej psychiki duchom, które w ten sposób, za pośrednictwem człowieka, mogą przekazywać różne informacje lub podejmować specjalne czynności.

Są ludzie zawodowo zajmujący się szeroko rozumianym okultyzmem, jednak nie o nich chcę pisać. Swoją uwagę chcę skupić na tych, którzy wiedli normalne życie do czasu, kiedy pojawił się u nich „talent automatycznego pisania”, będący skutkiem wielkiego pragnienia rozmowy ze zmarłym bliskim im człowiekiem. Dominuje wówczas ogromna potrzeba rozmawiania z osobą, która „odeszła”, chęć dowiedzenia się, jak się czuje, upewnienia się, że życie wieczne jest autentyczne. Takie usilne domaganie się odpowiedzi ze strony zmarłej osoby często powoduje, że nagle człowiek budzi się w środku nocy, czując wewnętrzny przymus: „Weź do ręki długopis i pisz…”. Kobiety, które otrzymały taki pseudo-talent pisania wierszy czy tekstów objawionych im jakoby przez świętych, wcześniej czy później wymagały wielu modlitw o uwolnienie z tego wewnętrznego nakazu ciągłego pisania. Przy czym tworzone treści niejednokrotnie były na tyle piękne, że trudno było podejrzewać, że pochodzą od Złego.

kontakt ze zmarłymi
Grafika wygenerowana przy użyciu AI w serwisie Midjourney.com

Literatura psychiatryczna zna przypadki mimowolnego wpadania w trans mediumiczny, kiedy człowiek bardzo pragnie nawiązać kontakt ze zmarłą bliską mu osobą. Tęsknota za bliskim zmarłym powoduje, że wierzy on, iż to właśnie bliska mu osoba przychodzi do niego na spotkanie. W rzeczywistości nie jest to podświadomość innej istoty. Wchodzi się w dialog niby z podświadomością, ale przecież nie wiadomo, kto naprawdę jest „po drugiej stronie”. Nie możemy zawierzać informacji pochodzącej nie wiadomo skąd. Musimy natomiast zawierzyć temu, co głosi Kościół.

Dusze zmarłych idą do nieba, czyśćca lub piekła. Kto wypytuje zmarłych, ten jest przeklęty przed Bogiem. Bóg może zezwolić, aby jakiś zmarły ukazał się nam, ale dzieje się tak bez naszej interwencji, kombinacji, technik parapsychologicznych itp. Wtedy to Bóg przejmuje inicjatywę i są to przypadki nadzwyczajne. Doświadczali tego święci. Ponadto dobra treść otrzymanego przesłania nie wystarcza, aby powiedzieć, że źródło jego pochodzenia jest dobre. Gdyby dialog prowadzony ze zmarłymi był dla nas użyteczny, wówczas Bóg jako pierwszy poleciłby nam tę formę kontaktu z nimi. Jeżeli jednak tak stanowczo nam tego zabrania, to czyni tak dlatego, że wie, iż dialog ten jest dla nas szkodliwy. Podobnie jest z objawieniami: święci nie czynili nic, aby je sprowokować.

Po owocach poznacie

Św. Paweł (1 Kor 2,15) rozróżnia „człowieka zmysłowego” od „człowieka duchowego”. Demony nie mają bezpośredniego dostępu do wyższych władz duszy (intelektu i woli), dzięki którym człowiek może zjednoczyć się z Bogiem. Mogą jednak wpływać na nie za pośrednictwem zmysłowości, oddziałując na pamięć, wyobraźnię, a przede wszystkim na uczuciowość, do której mogą przenikać, którą mogą zdeprawować, a nawet opanować w całości lub częściowo. Mogą też wywoływać w ludziach i w ich rodzinach duże szkody, wrogość, nieporozumienia, skłonność do agresji, nerwowość, depresję, myśli samobójcze. Spotkałam w swoim życiu kobiety, które otrzymały „dar” pisma automatycznego i przez długi czas były przekonane, że to dar od samego Stwórcy. Nie trzeba było jednak szukać specjalisty, żeby stwierdzić, że jednak nie od Niego. Po owocach poznacie… A owoce były takie:

• gonitwa myśli spowodowana przymusem pisania,
• niemożność zaśnięcia bez środków nasennych,
• koszmary nocne,
• permanentny niepokój,
• rozdrażnienie,
• skłonność do płaczu,
• natręctwo myśli uniemożliwiające koncentrację na sprawach bieżących,
• zaniedbanie obowiązków zawodowych (przymus pisania),
• zaniedbanie relacji rodzinnych,
• brak zainteresowania problemami własnych dzieci,
• depresja,
• popadanie w uzależnienia chemiczne, żeby poprawić sobie nastrój,
• chęć udowodnienia, za wszelką cenę, że przekazane im treści pochodzą od Boga lub świętych,
• bolące palce, odciski i zmiany skórne na palcach z powodu częstego pisania,
• zniewolenie spowodowane wewnętrznym nakazem pisania i wiele innych.

Czy człowiek, który otrzymałby dar pisania i tworzenia od Boga, czułby przymus pisania trwający czasem przez kilka godzin z rzędu? W każdym miejscu (w pracy, w sklepie, na przystanku, na poczcie, na spacerze, na basenie) i o każdej porze (zwłaszcza nocnej)? Czy Bóg „zleciłby” takie pisanie kosztem rodziny, pracy, odpoczynku? I najważniejsze pytanie: Czy ktoś, komu Bóg powierzył jakieś przesłanie do przekazania, byłby tak depresyjny, nerwowy, płaczliwy, agresywny, obojętny na sprawy rodziny? Księża, których znam, niejednokrotnie prosili takie samorodne „pisarki”, żeby przestały pisać na kilka dni i będzie to jeden z dowodów na to, jakie jest źródło ich przekazów. Bóg bowiem nikogo do niczego nie przymusza. Wszystkie osoby, które znałam i które miały taki problem, nie były w stanie zrobić przerwy w pisaniu nawet na kilka dni. Mówiły wtedy: „Nie zamierzam robić żadnych przerw, jeśli Bóg zechce, to sam mi przerwie” albo: „Nie będzie mi mówił żaden ziemski ksiądz, że mam przerwać pisać święte objawienia”, ewentualnie: „Po prostu zazdrościcie mi, że otrzymałam taki dar”. W takich sytuacjach pojawia się bowiem jeszcze pycha, myślenie w rodzaju: „jaka to ja jestem wielka, taki mam talent”.

Pamiętam jedną z moich koleżanek, która nie chciała słuchać opinii specjalistów, choć była z tym swoim pisaniem bardzo nieszczęśliwa. Kiedy podczas naszych zawodowych zebrań wpadała w trans i pisała kolejne kilometrowe „objawienia”, nikogo to już nie dziwiło. Wówczas osoba prowadząca zebranie mówiła: „O, widzę, że nasza koleżanka znowu nawiązała kontakt z kosmosem. Nie przerywajmy jej tego”. Kiedy zawiozłam ją do sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach (na jej usilną prośbę) i tam, po krótkiej modlitwie, rozpoczęła pisanie w Księdze z prośbami do Świętej Faustyny, czekający w kolejce ludzie bardzo się poirytowali, bo trwało to bardzo długo. Pomogło dopiero stanowcze, fizyczne oderwanie jej od księgi. Kobieta ta zmarła w kwiecie wieku, ponieważ nie uznawała żadnych lekarskich porad, a ten swoisty duchowy nowotwór „zrobił swoje”. Sugestii księży, sióstr zakonnych osoba ta nie brała pod uwagę, więc trudno było jej pomóc.

Biblia uczy: „Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by (…) pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych” (Pwt 18,10-12). U podstaw wszystkich zniewoleń znajdujemy wielkiego mistyfikatora; tego, który (poczynając od raju) maskuje się, żeby zwodzić człowieka. Łączność ze zmarłymi może być jedynie modlitewna.

Bożena Tanowska