kontakt ze zmarłymi

Pogaduszki z „dziadkiem”…

Wyzwania dla wiary

Kto wypytuje zmarłych, ten jest przeklęty przed Bogiem. Bóg może zezwolić, aby jakiś zmarły ukazał się, albo byśmy mogli usłyszeć jego głos, ale dzieje się tak bez naszej interwencji. Wtedy to Bóg przejmuje inicjatywę i są to przypadki nadzwyczajne.

Doświadczali tego święci. Austriacka mistyczka Maria Simma (1915-2004) otrzymała od Boga szczególny charyzmat, dzięki któremu otrzymywała prośby o pomoc kierowane przez dusze czyśćcowe. Pytana nieraz, czy dusze można przywołać, zawsze odpowiadała tak: „Nie, nie można. Przychodzą bowiem wtedy, kiedy dostaną od Boga pozwolenie, by poprosić o wybawienie. Jeżeli Pan Bóg pozwala jakiejś duszy z tamtej strony przemawiać do jakiejś duszy tu, na Ziemi, wchodzą tu w grę Jego święte zamiary zbawienia duszy ludzkiej. Pragnie On z pomocą takiego niezwykłego środka uświęcić duszę, a nie zaspokoić ludzką ciekawość czy też napełnić strachem i obawą”.

Nekromancja jest przez Kościół zabroniona pod groźbą wykluczenia ze wspólnoty wierzących, ponieważ próbuje ingerować w sprawy Boże. Ojcowie Kościoła twierdzą, że wywoływanie duchów i zmarłych może się dokonywać dzięki mocy demonów, które następnie, wykorzystując okazję, mogą opanować dusze żyjących dla własnych celów, zachwiać ich równowagą psychofizyczną, a nawet odebrać im życie.

Dusze zmarłych idą do nieba, czyśćca lub do piekła. Objawienie dostarcza nam w tym względzie informacji potrzebnych do zbawienia. Wiara polega nie tylko na uwierzeniu w nie, ale także na umiejętności poprzestania na nich: „Nie szukaj tego, co jest zbyt ciężkie, ani nie badaj tego, co jest zbyt trudne dla ciebie” (Syr. 3, 21).

Wielu znawców zagadnienia spirytyzmu twierdzi, że osoby uczestniczące w seansach są jakby „pustymi zbiornikami”. Podczas transu władzę nad ich ciałami przejmują demony. Nie mają one bezpośredniego dostępu do wyższych władz duszy (intelektu i woli), mogą jednak wpływać na nie za pośrednictwem zmysłowości, oddziałując na pamięć, wyobraźnię, a przede wszystkim na uczuciowość. Demony mogą do niej przenikać, mogą ją deprawować, a nawet opanować w całości lub częściowo. Mogą też zamieszkiwać w ciele człowieka. Są w stanie wywoływać w ludziach i w ich rodzinach duże szkody: wrogość, nieporozumienia, skłonność do agresji, nerwowość, depresję, a nawet myśli samobójcze.

Jeśli ktoś myśli, że spirytyzm jest niebezpieczny tylko na poziomie psychologicznym, to bardzo się myli. Spirytyzm może być przyczyną chorób psychicznych, lecz także powodem zaburzeń pochodzących od złego ducha, z opętaniem włącznie.

Więzy i przyzwyczajenia

Gdyby dialog prowadzony ze zmarłymi był dla nas użyteczny, wówczas Bóg jako pierwszy poleciłby nam tę formę kontaktu ze zmarłymi. Jeżeli jednak tak stanowczo nam tego zabrania, to czyni tak dlatego, że wie, iż dialog ten jest dla nas szkodliwy. Znam wiele osób, które próbowały nawiązać kontakt ze zmarłymi i wszystkie te osoby, wcześniej czy później, trafiały do księdza egzorcysty, bo nawet najbardziej wytrawny lekarz psychiatra nie był w stanie im pomóc.

Przez wiele lat mojej pracy psychoterapeutycznej zetknęłam się z wieloma spirytystami. Przed śmiercią próbują oni przekazać swoją wiedzę dzieciom lub wnukom. W ten sposób często całe pokolenia uwikłane są w różne praktyki szatańskie. Są to ludzie nerwowi, a nawet agresywni w obcowaniu z innymi. Przebywanie w ich otoczeniu nie należy do przyjemności. Jeśli odczuwamy wówczas lęk, dziwne drżenie całego ciała, lepiej ich unikajmy.

Pewne więzy i przyzwyczajenia przeszkadzają człowiekowi we wzroście duchowym. A jeśli obcujemy z ludźmi oddalonymi od Boga, z czasem i my zaczynamy się od Niego oddalać. Mam kuzynkę, która dwukrotnie odwiedziła dom koleżanki wraz z całą rodziną praktykującej spirytyzm. Dom był już przesiąknięty diabelskim swądem, do tego stopnia, że podczas obu wizyt łańcuszek z krzyżykiem samoistnie zrywał się z jej szyi z taką siłą, że pozostawała na niej czerwona pręga. Sami odpowiedzmy sobie na pytanie: komu tak bardzo przeszkadzają sakramentalia?

Zastanawiać może też fakt, że są ludzie solidnie wykształceni, względnie inteligentni, niby wierzący, którzy podejmują tak wielkie ryzyko, zajmując się spirytyzmem. Znam osobiście matki czy babki, które spędzają dużo czasu w kościele, pamiętają o nabożeństwach do św. Antoniego, św. Rity czy św. o. Pio. W wolnych chwilach jednak radzą się wróżek, uczestniczą w seansach spirytystycznych, „oczyszczają” swoje dzieci i wnuki woskiem czy jajkami – z lęku, bezsenności, pecha, problemów zdrowotnych… I najgorsze w tym wszystkim jest to, że wszystkie te objawy na pewien czas ustępują, po czym wracają z jeszcze większą siłą niż poprzednio.

Przysłał ją do mnie Ktoś z Niebios!

Pewnego dnia zgłosiła się do mnie kilkunastoletnia uczennica technikum. Była w fatalnym stanie: skrajnie wyczerpana psychicznie i fizycznie, mająca silny przymus wewnętrzny, aby ze sobą skończyć. Usiadła naprzeciwko mnie i sama zaczęła opowiadać o swoim nędznym życiu. Borykała się z wieloma problemami: rzekoma choroba psychiczna matki (leczonej cyklicznie w szpitalu psychiatrycznym), upadek moralny brata, odejście ojca do innej kobiety, wreszcie – śmierć ukochanego dziadka.

Od jego pogrzebu wnuczka myślała tylko o tym, jak się z nim skontaktować. Pragnęła nawiązać z nim duchowy kontakt i wprost zapytać go, jak mu się tam żyje i czy jest szczęśliwy. Po którejś kolejnej nieprzespanej nocy przyszła jej do głowy myśl, aby zakupić czarne świece i poprzez symboliczne światło nawiązać z dziadkiem tak upragniony kontakt. Zdziwił mnie bardzo pomysł dziewczyny, żeby użyć do tego celu czarnych świec, ale ona również nie była w stanie powiedzieć, kto i kiedy podpowiedział jej, żeby nabyć akurat takie akcesoria. Zamówiła je w ezoterycznym sklepie internetowym i tak rozpoczął się w jej życiu nowy etap, jeszcze gorszy od poprzednich.

Pewnej nocy nastolatka zapaliła świece, położyła obok nich zdjęcie dziadka i zaczęła się bardzo mocno na tym zdjęciu koncentrować. Nie musiała długo czekać na odzew. Otrzymała bowiem w swoim wnętrzu instrukcję kontaktu z dziadkiem. Brzmiała ona mniej więcej tak: „Jestem szczęśliwy i czekam tu na ciebie, jak najszybciej dołącz do mnie i nie męcz się dłużej na tym ziemskim padole. Jeśli masz jakieś pytania, odpowiem na nie. Jeśli odpowiedź będzie twierdząca, płomień świec będzie płonął bardzo intensywnie, aż po sufit. Jeśli zaś moja odpowiedź na zadane przez ciebie pytanie będzie negatywna, świeca zgaśnie. Wtedy zapal ją ponownie i pytaj dalej”.

kontakt ze zmarłymi
fot. alexey turenkov | Unsplash

Ta nietypowa komunikacja między wnuczką a rzekomym dziadkiem trwała przez kilka tygodni, aż dziewczyna postanowiła popełnić samobójstwo, żeby jak najszybciej dołączyć do dziadka. Zanim jednak targnęła się na swoje życie, przyszła do mojego gabinetu, żeby mi to wszystko opowiedzieć. Nikt jej do mnie nie posłał, znała mnie tylko z prelekcji dla młodzieży na temat zagrożeń duchowych. Nie wiedziała, dlaczego przyszła i po co, miała jedynie wewnętrzny przymus, żeby odwiedzić mnie przed popełnieniem samobójstwa.

Kiedy zaczęła opowiadać o swoim życiu, jej oczy natychmiast zaczęły zdradzać dziwny lęk połączony ze zwierzęcą nienawiścią. Wydawało się, że są czarne jak smoła, choć wcześniej były piwne. Po chwili opowieści zaczęła przysypiać, jej oczy jednak nawet podczas zaśnięcia nerwowo wibrowały, ukazując jedynie białka. Kiedy się wybudzała, błagała mnie, żebym nie używała żadnych „kościelnych” słów typu: ksiądz, modlitwa, różaniec, bo gdy je słyszy, wariuje z bólu. Pobiegłam czym prędzej do sąsiadującego z moim gabinetu lekarskiego i poprosiłam o tabletkę przeciwbólową dla niej.

Teraz wiem, że żadna tabletka nie pomogłaby tej dziewczynie, bo była ona opętana i tylko ksiądz egzorcysta byłby w stanie coś zdziałać. W przerwach między napadami dziwnej drzemki próbowała wytłumaczyć mi, dlaczego zamierza popełnić samobójstwo, jednak jakaś nieznana siła starała się za wszelką cenę uśpić dziewczynę, aby nie dać jej szansy na dokończenie historii życia. Kiedy z trudem otwierała oczy, były tak strasznie zalęknione i wściekłe zarazem, że aż żal ściskał mi serce ze współczucia dla niej.

Gdzieś w moim sercu pojawiła się na chwilę myśl, że dziewczyna jest chyba opętana. Zachowałam jednak całkowity spokój i wiem na pewno, że ten spokój nie pochodził ode mnie, bo panicznie bałam się oglądać kryminały czy filmy akcji, o horrorach nie wspomnę. Nie modliłam się nad tą dziewczyną, niczego z niej nie wypędzałam. Posiadałam już bowiem fachową wiedzę od poznanego wcześniej o. Janusza Głazowskiego, franciszkańskiego egzorcysty, który był w swoim czasie uczniem o. Maksymiliana Marii Kolbego i udzielał już wcześniej pomocy moim podopiecznym (zawsze za zgodą rodzica).

A sam sobie zgadnij!

Wróćmy do mojej śpiącej w fotelu ofiary, którą wyraźnie przysłał do mnie Ktoś z Niebios. Ktoś, kto czuwał nie tylko nad nią, ale również nade mną, dając mi siłę i odwagę do działania. Postanowiłam zadzwonić do znanego w naszej diecezji księdza egzorcysty, aby uprzedzić go o moim przyjeździe wraz z kandydatką na modlitwę. Okazało się jednak, że prowadzi on rekolekcje w odległej miejscowości i wróci za kilka dni. Nie mogłam tak po prostu zostawić bez pomocy dziewczyny, która twierdziła, że idzie ze sobą skończyć. Zaproponowałam jej, że pojedziemy do innego księdza, z którym wspólnie się pomodlimy, a potem odwiozę ją do domu. Dziewczyna była bardzo posłuszna, nie oponowała w żadnej kwestii.

Będąc już na plebanii, w rozmównicy wyjaśniłam księdzu, nie będącemu egzorcystą, że dziewczyna zamierza popełnić samobójstwo i dobrze byłoby się wspólnie z nią pomodlić. Ksiądz zaczął zadawać zwykłe pytania, typu: jak ma na imię, ile ma lat, skąd pochodzi. Nie poruszał póki co tematu modlitwy, czy spraw wiary, jednak dziewczyna już od momentu wejścia do rozmównicy zaczęła się dziwnie zachowywać. Drwiła z księdza, wykrzywiała twarz i zasypiała tym znanym mi już nietypowym snem. Nie dość, że był on niecodzienny, to jeszcze podczas tego niby snu, nastolatka czkała tak często, długo i rytmicznie, że aż zaniemówiliśmy z księdzem i czekaliśmy, aż się ocknie. Wtedy nie wiedziałam, że była to tzw. czkawka demoniczna. Na pytanie księdza jak ma na imię, odpowiedziała szyderczo: „a sam sobie zgadnij!”. Drwiący, szyderczy, wręcz bezczelny głos i ten straszny wzrok, przerywany snem i urozmaicony czkawką, był widokiem zarazem smutnym i przerażającym.

Ponieważ z dziewczyną nie dało się rozmawiać, ksiądz zdecydował, że czas na modlitwę. Zaczęliśmy, ksiądz i ja, odmawiać „Pod Twoją obronę”, ale nasza modlitwa nie trwała długo, bo dziewczyna nie wytrzymała i przeklinając głośno dosłownie wyrwała na dwór, zatrzymując się dopiero przy moim samochodzie. Strasznie przeklinała, używając wszystkich znanych w języku polskim wulgaryzmów i złorzeczeń w kierunku księdza. Powiedziała, że czuła się tam bardzo źle; że z bólu głowy chybaby umarła, gdyby została tam chociaż chwilę dłużej.

Postanowiłam odwieźć ją do domu, mieszkała na wsi znacznie oddalonej od mojej miejscowości. Dyskretnie wyjęłam z torebki różaniec, włożyłam go do kieszeni spodni i wyruszyłyśmy w kierunku wskazanej wioski. Dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie w pełni, że dziewczyna jest najprawdopodobniej opętana. Wszystkie jej dziwne i przerażające miny, zniekształcenia twarzy, szyderczy wzrok i metaliczny głos, a także stek bluźnierstw podczas modlitwy, która trwała może minutę – te wszystkie objawy znane mi były z filmu „Egzorcyzmy Emily Rose”. Nie wiem, co dzieje się z tą dziewczyną teraz, matka nie zezwoliła jej na kontakty ze mną. Albo ktoś inny pomógł jej wyjść na prostą, albo odeszła do „dziadka”.

Bożena Tanowska

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (6/2022).