Dominik Savio

Umyć naczynia jak Anioł…

Aniołowie w życiu świętych

Czy ludzie, tacy zwyczajni jak my, mogą być jak aniołowie? Jeśli tak, to w jaki sposób?

Przecież są to duchy przeczyste, nie mają ciała, nie są zmęczeni, przeziębieni, nie boli ich głowa, nie cierpią na alergie lub inne choroby, które tak często nam dokuczają i wybijają z rytmu. Przecież aniołowie nie popełniają grzechów i błędów, nie mają wad charakteru. Między aniołami a ludźmi jest przepaść wielka jak Rów Mariański. Jak my, ludzie – pełni wad, sprzeczności, niedoskonałości i namiętności, w gonitwie myśli i emocji, w codziennym kołowrotku zdarzeń – możemy naśladować aniołów? Czy to w ogóle możliwe?

Dominik Savio urodził się w 1842 r. we Włoszech. Jego ojciec był rzemieślnikiem, a matka krawcową; to właśnie od rodziców chłopiec uczył się wartości pracy i głębokiej wiary. Kilka lat później Bóg postawił na jego drodze jeszcze jednego przewodnika: w wieku 12 lat Dominik poznał ks. Jana Bosco. Pod wpływem kazania charyzmatycznego kapłana, w Dominiku narodziło się pragnienie świętości, po dziecięcemu „już, natychmiast” spełnionej. Na gorączkowe pytania „Jak zostać świętym?! Co mam robić?!”, ks. Bosco z uśmiechem odpowiedział: „Bądź zawsze wesoły, spełniaj dobrze swoje obowiązki i pomagaj kolegom”.

„Mały święty, ale gigant ducha”

Młody Savio potraktował te wskazówki bardzo poważnie: pilnował, by nie spóźniać się do szkoły, odrabiał lekcje, w domu sprzątał i pomagał mamie, w oratorium tłumaczył kolegom zawiłości gramatyki, zachęcał do modlitwy, założył Towarzystwo Niepokalanej, a przy tym wygłupiał się z rówieśnikami, bawił się w berka, kopał piłkę.

Dziś powiedzielibyśmy: taki zwyczajny chłopak, dobry syn i uczeń. Czy świętość może być aż tak prosta? Tak! „Wszystko na chwałę Bożą czyńcie” (1 Kor 10,31) – zatem można umyć naczynia na chwałę Bożą, obierać ziemniaki na chwałę Bożą, wypić kawę z sąsiadem też na chwałę Bożą. Zmoknąć w deszczu też można na chwałę Bożą, dziękując Mu zamiast narzekać! Czy to trudne? Czasem tak. Dominikowi też się czasem nie chciało, był zniechęcony, na pewno miewał dni „wszystko na nie, wszystko pod górkę”. A jednak wierność Bogu w codziennych obowiązkach wydała owoce świętości.

Dominik Savio

Wspólny mianownik

Właśnie w codzienności św. Dominik naśladował aniołów. Co by było, gdyby nasz anioł stróż wagarował, spóźniał się, zostawiał nas samych w pokusie czy zmartwieniu? Kto by takiemu ufał, kto chciałby się z takim przyjaźnić? Nawet Pan Bóg miałby słuszne pretensje:

– Gdzie byłeś, gdy twój podopieczny popełniał grzech? – zapytałby Pan.

– Yyy… eee… spałem smacznie na piecu.

– Ekhm… schowałem się za murkiem, bo zimno i deszcz lał mi się za kołnierz.

Kochani, wchodzimy w okres Wielkiego Postu. Wielu z nas przyjmie jakieś postanowienie, jeden zrezygnuje ze słodyczy, inny z telewizji. A może w tym roku pójdziemy śladami św. Dominika i spróbujemy wiernie wypełniać nasze obowiązki, ofiarując je Niepokalanej Pani Fatimskiej? Całkiem niezłe postanowienie wielkopostne, prawda?

Agata Pawłowska

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (2/2017)