zmartwychwstanie na moich oczach

Zmartwychwstanie na moich oczach

Opowiada pewna nauczycielka:

W domu Aleksa było dobrze, wszyscy im zazdrościli. Rodzicom udanych dzieci, dzieciom wspaniałych rodziców. Nie wiadomo dlaczego to wszystko poszło w niepamięć. Któregoś zimowego wieczoru rodzice wracali z teatru samochodem, na który najechał swoim tirem pijany kierowca. Lekarz pogotowia stwierdził na miejscu zgon obojga.

Trójka dzieci, w tym dwoje studentów i Aleks – gimnazjalista, bardzo dzielnie zniosła najgorsze dni, ale potem życie okazało się zupełnie inne. „Już nic nie było takie samo” – mówił Aleks, cytując zdanie zasłyszane na lekcji polskiego. Dostali rentę wystarczającą na ich utrzymanie, ale nie da się porównać życia we trójkę do dawnego, kiedy na każdego powracającego do domu czekała mama, a tata, nawet jak późno wracał z pracy, przychodził do pokoju każdego z dzieci, zagadał, zapytał, coś doradził. Samotność pulsowała w całym domu.

Pół roku później umarł dziadek. Znieśli i to, nawet wspólnie uradzili, że poproszą babcię, aby się do nich sprowadziła. Ale to, co nastąpiło rok później, przerosło możliwości Aleksa. Starsza siostra, studentka medycyny, zaczęła źle się czuć, a potem okazało się, że stwierdzono u niej guza przysadki mózgowej. Z Aleksa jakby wypuszczono powietrze, powtarzał często, że nic na świecie nie ma sensu, że nie warto się do kogokolwiek przywiązywać, bo potem tylko bardziej boli.

zmartwychwstanie na moich oczach
Jamie Street | Unsplash

Wtedy właśnie nadszedł ten Wielki Post, który przyniósł zmartwychwstanie. W klasie Aleksa zadałam wypracowanie, w którym on napisał, że nie warto żyć, że stracił wolę istnienia. Aleks jest w wieku moich synów – bliźniaków, pomyślałam, że zaopiekować się jeszcze jednym nie zaszkodzi… Tego dnia zaprosiłam go do samochodu, gdy wracaliśmy ze szkoły – jechaliśmy w tę samą stronę. Porozmawiałam z nim, zaproponowałam odwiedzenie poradni, w której są specjaliści, obiecałam, że „przetrę szlaki”, że pójdzie do osoby przygotowanej przeze mnie na tę rozmowę.

Aleks się zgodził. Zmartwychwstanie następowało powoli, nie tak jak u Pana Jezusa. Pomogli też w tym moi synowie, potem nawet zapracowany mąż włączył się w to „uzupełnianie terapii”. Dziś Aleks jest dużo dojrzalszy, skończył szkołę, studiuje. Jest mu trudno, ale raczej myśli o zmartwychwstaniu niż o śmierci. A do śmierci już mu się nie spieszy, odkąd poznał Karolinę, Zresztą poznał ją w poradni psychologicznej, przyszła tam, bo nie umiała sobie poradzić ze śmiercią mamy…

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (2/2015)