Mężczyzna stoi z rozłożonymi rękami nad górską doliną

Bóg mnie ocalił – Któż jak Bóg!

Chciałbym dać świadectwo, jak bar­dzo niebezpieczne są złe programy w ra­diu, telewizji i w Internecie, a przede wszystkim joga, ćwiczenia oddechu, wróżby, amulety, talizmany, medytacje transcendentalne, różne pogańskie tech­niki Wschodu. Wszystko to jest przeja­wem okultyzmu, magii i spirytyzmu. To prawdziwa „fala szatańska, która zalewa świat” (s. Łucja, wizjonerka z Fatimy). Ta fala niszczy naszą wiarę i wypacza sumienia.

Na początku wszystko wygląda nie­winnie, jednak jest to grzech bałwo­chwalstwa, który prowadzi do śmierci duchowej – satanizmu. W moim życiu przeszedłem całą tę drogę. Dzięki mod­litwie mojej mamy powróciłem do Pana.

Jako najstarszy z sześciorga ro­dzeństwa nie miałem łatwego życia. Obowiązki przerastające dziecięce możliwości, brak miłości, złe traktowanie i przekleństwa ze strony ojca sprawiły, że od dziecka byłem raniony i bardzo cierpiałem. Wychowałem się w rodzi­nie katolickiej, byłem ministrantem, ale w wieku dojrzałym byłem letnim i ni­jakim katolikiem. Nie znałem katechi­zmu, Jezusa i Pisma Świętego. Nie żyłem zgodnie z Dekalogiem i ciągle łama­łem któreś z Dziesięciorga Przykazań. Ponadto wierzyłem w zabobony, np. ko­miniarz w czarnym kombinezonie miał mi przynieść szczęście, a witanie się na krzyż lub przez próg – nieszczęście. Krótko mówiąc, zacząłem praktykować „duchową schizofrenię”. Nie wiedzia­łem, że brak modlitwy, trzymanie w do­mu posążków Buddy, znaków zodiaku, książek ezoterycznych, noszenie tali­zmanów czy pierścienia Atlantów, wiara w horoskopy, nałogowe oglądanie tele­wizji i złych treści w internecie jest grze­chem bałwochwalstwa, który rozwija się w człowieku i jego otoczeniu jak choroba nowotworowa. Sam doświadczyłem tego wszystkiego na sobie.

Ucieczka w pustkę

W wieku 23 lat poznałem dziew­czynę i zachwycony jej urodą wziąłem z nią ślub, chociaż była osobą niepraktykującą, a jej matka była rozwódką i korzystała z usług tarocistki i kabały.

Bardzo kochałem żonę. Żeby zarobić na mieszkanie, wyjechałem za granicę. W tym czasie moja żona miała wolny czas i pieniądze. Po pięciu latach na­szego małżeństwa, z którego urodziło się dwoje dzieci, moja małżonka powie­działa mi, że kocha innego i odeszła. Przeżyłem szok i załamanie nerwowe. Zamiast zwrócić się do Boga, uciekłem w alkohol i związek niesakramentalny. Podświadomie szukałem ratun­ku i odpowiedzi na pytanie: dlaczego od dziecka tak cierpię, dlaczego to zło mnie dotyka? Nie mogłem znieść ciszy i na przemian słuchałem radia i karmi­łem wzrok programami telewizyjnymi. Dzisiaj wiem, że był to początek pro­cesu zmierzającego do samozagłady. Usypiałem swoje sumienie, zatruwałem umysł, ciało i duszę pustymi, kłamliwy­mi treściami. Dzisiaj wiem, że również starannie ukrytymi okultystycznymi treściami – energiami.

Joga i tajemne siły okultyzmu

W 1991 roku w audycji radiowej usłyszałem ogłoszenie: „Joga – relaks – dobre samopoczucie – zajęcia pod wskazanym adresem”. Wówczas nie miałem pojęcia, co to jest joga, ale wy­dawało mi się, że w niej znajdę odpo­wiedź na dręczące mnie pytania. I tak wpadłem w sidła szatana. Zacząłem ko­rzystać z relaksu, ćwiczyć oddech, ćwi­czyć jogę ciała i praktykować medytację wschodnią. Mój nauczyciel – guru, stał się moim bożkiem, głównie dlatego, że już przy pierwszym spotkaniu okazał mi dużo ciepła i troski, których nieste­ty nie zaznałem w rodzinie. Przestałem chodzić do kościoła, żeby w pełnej wol­ności rozwijać się duchowo, psychicznie i finansowo.

Po kilku miesiącach po­czułem się znacznie lepiej, przestałem pić i palić. Byłem pewien, że znalazłem to, czego potrzebowałem, lecz wówczas nie wiedziałem, że tamte zniewolenia zamieniły się w dużo groźniejsze znie­wolenie okultystyczne. Zajęcia odbywa­ły się w klubie osiedlowym lub w szko­le podstawowej wśród dzieci, których rzekoma energia jest najsubtelniejsza, jak nam mówiono. Wyjeżdżałem też na szkolenia do Holandii. Nauczyciel posłu­giwał się wyrwanymi z kontekstu sło­wami Pisma Świętego i modlitwą „Ojcze nasz”, mówił dużo o miłości. Ćwiczenia jogi, odpowiednie odżywianie, głównie wegetariańskie oraz wiedza ezoteryczna miały mi zapewnić przekroczenie siebie w celu uzyskania „stanu Buddy”, oświe­cenia, samozbawienia.

Któregoś dnia mój nauczyciel stwier­dził, że powodem moich niepokojów i cierpień był krzyż, który wisi w mo­im pokoju i kazał mi go usunąć. Jako pilny uczeń dostałem tajemne imię. Poznawałem inne religie: buddyzm, sufizm itd. Otrzymałem nakaz prowa­dzenia z innymi relaksu. W czasie tych ćwiczeń relaksacyjnych puszczałem ka­sety z podkładem muzycznym, a sam prowadząc relaks, powtarzałem w umy­śle mantrę, wzywając siły kosmiczne i tajemne energie.

Brałem leki homeopatyczne. Dzisiaj jednak wiem, że twórca homeopatii dr S. Hahnemann w 1777 r. został przy­jęty do Loży Masońskiej w Transylwanii. Dodatkowo parał się spirytyzmem. Jak sam oświadczył, homeopatia powstała dzięki informacjom przekazanym mu podczas seansów spiritystycznych.

Brałem też udział w seansach uzdrawiających. Prowadził je guru, sto­sując między innymi hipnozę. Byłem świadkiem wyraźnej poprawy wzroku u pacjentki, która podobnie jak ja zo­stała uzdrowiona – ale nie Bożą mo­cą. Później została jego uczennicą. Uczęszczałem na festiwale, podczas których profesjonalni okultyści leczyli metodą reiki, kolorami, muzyką, bioenergioterapią, wahadełkiem, lekami homeopatycznymi itd. Sprzedawałem książki Sufizmu, Tarota, kasety relak­sacyjne i reklamowałem prowadzoną przez niego szkołę jogi i kursy Tarota. Byłem przekonany, że czynię dobro. Medytowałem, mantrowałem i mudrowałem 20 godzin na dobę, oczekując na obiecane oświecenie. Korzystałem z porad numerologa. Ta usługa miała mi zapewnić dobre zarobki.

Przez dziesięć lat byłem pilnym i pierwszym uczniem guru, który mnie wprowadzał w wiedzę tajemną, odkrywał przede mną mechanizmy szatańskiego działania. I tak stałem się medium, tzn. pośrednikiem tajem­niczych sił okultystycznych i satani­stycznych. Nieświadomie oddawałem swój umysł, swoje ciało, swoją wolę nauczycielowi-demonowi – na usługi okultyzmu i magii.

Na zajęcia do mojego nauczyciela przyjeżdżali ludzie, którzy zajmują się astrologią, numerologią i od nich słysza­łem, że wielu polityków, biznesmenów korzysta z tej wiedzy. Robi się nawet wykresy astrologiczne dla rządzących państwami. Ustala się też nazwy firm np. Lewiatan, który uosabia groźne dla człowieka siły kosmiczne i polityczne, a w Nowym Testamencie jest symbolem szatana utożsamianego z rajskim wę­żem (Ap 12, 3-9). Nauczyciel prowadził również szkołę Tarota. Wykładał buddyzm, sufizm, ezoteryzm, wiedzę ta­jemną. Mówił np. że można wpływać na czyjeś myśli na odległość, ściągnąć energię witalną z człowieka, można też komuś zaszkodzić, mając jego zdjęcie lub nitkę z ubrania.

Powrót do Chrystusa

Były jednak okresy w moim życiu, kiedy chciałem się wycofać z grupy. Nie dałem jednak rady – zajęcia relaksa­cyjne działały jak magnes. Jeżeli dłużej niż tydzień nie poszedłem na zajęcia, czułem niepokój. Gdy poszedłem na zajęcia – było lepiej. Przełom nastąpił w 2002 roku. Stało się to dzięki mojej mamie, która wyprosiła u Matki Bożej Częstochowskiej dla mnie nawrócenie. Po 11 latach nie chodzenia do kościoła ukląkłem na oczach mojego guru i za­pytałem Boga: „Boże, co tu jest grane? Gdzie ja jestem?”.

I Pan zlitował się nade mną. Natychmiast w moim umyśle zaświeci­ło światło Ducha Świętego i usłyszałem: „To jest sekta i guru kieruje umysłami tych, którzy uczestniczą w zajęciach jo­gi”. Moja decyzja była natychmiastowa: zrywam współpracę z guru i odchodzę! Natychmiast doświadczyłem skutków tej decyzji: całe piekło zwaliło się na mnie. Prysnęło dobre samopoczucie, zbudo­wane przez szatana na piasku. Zaczął się horror, przestałem logicznie myśleć – cała moja osobowość została rozbita. Szatan uderzył w ciało, psychikę i rzeczy materialne. Nie mogłem wejść do domu, spałem u znajomych. Czułem obecność zła w całym bloku mieszkalnym. Czułem, że jestem skrępowany niewidzialnymi łańcuchami okultyzmu, nie mogłem spać, jeść a nawet logicznie myśleć. W miesz­kaniu gasły żarówki, nie działał telefon i radio. Nie mogłem się modlić.

O mojej sytuacji, w której się zna­lazłem, chciałem poinformować leka­rza, policję i sąsiadów, ale się balem. W końcu po kilkunastu dniach opuści­łem mieszkanie. Klucze od mieszkania przekazałem uczniowi guru, który nie miał gdzie mieszkać – zamiast dzie­ciom czy sąsiadom. Natomiast ja po­stanowiłem do niego już nie wracać. W moim umyśle, który był sterowa­ny przez złego ducha tkwiła myśl, że miasto Kraków zostanie zniszczone z powodu grzechów jego mieszańców. Oddaliłem się około 40 kilometrów od miejsca zamieszkania. Szedłem w po­życzonym ubraniu z ciucholandu, bez żadnego dowodu tożsamości i pienię­dzy. Po drodze prosiłem o chleb i wo­dę w sklepach spożywczych. Groziła mi utrata własnościowego mieszkania i życia. Byłem przeznaczony na śmierć, ale Pan Bóg zdecydował inaczej. Kolejny raz uniknąłem śmierci, wróciłem, żyję! Dzisiaj wiem, że przywrócenie do nor­malnego życia kogoś, kto był po uszy uwikłany w jodze, okultyzmie i magii, jest większym cudem, niż wskrzeszenie Łazarza. Piekło zaczęło się tak niewin­nie: brak modlitwy, telewizja, horoskop, wróżba, talizman, amulet, ćwiczenia jogi. Czułem, że ratunkiem dla mnie jest Kościół. Jednak pozostał poważny problem: przez pół roku nie mogłem wejść do kościoła. Przyjeżdżałem pod sanktuarium Bożego Miłosierdzia i z po­bliskiej łąki patrzyłem na krzyż na wieży bazyliki. Tu było mi nieco lżej. Jednak nie mogłem się modlić, ginęły i rwały mi się różańce.

Do chwili mego nawrócenia w 2002 roku nie wierzyłem w realną obecność szatana. Teraz na własnej skórze do­świadczyłem, że on istnieje i może od­działywać poprzez swoich ludzi, przed­mioty, nawet zwierzęta.

W rękach Boga

W końcu udało mi się wejść do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia i przystąpić do spowiedzi. Doświadczyłem, czym jest mądrość, miłość miłosierna i moc Boga Ojca i Jezusa Chrystusa, który działa przez kapłanów i Kościół. Po opuszczeniu okultystycznej sekty postawiłem na Chrystusa i jego moc uzdrawiającą i uwalniającą w Kościele. Nie wzią­łem leku psychotropowego przypisa­nego przez lekarza. Dzisiaj wiem, że w moim przypadku to mnie uratowa­ło, gdyż tylko Jezus przywraca do ży­cia owce, które się pogubiły i zaginęły, a te które słuchają Jego głosu, prowa­dzi do wiecznej szczęśliwości. Dzisiaj jestem świadomy, że ciałem i duszą byłem w przedsionkach piekielnych. Dzięki lasce Bożej nawróciłem się, zo­stałem uwolniony i uzdrowiony. Przez siedem lat byłem „reanimowany w szpi­talu Jezusa Chrystusa” – tzn. w Jego Kościele. A to dzięki posłudze chary­zmatycznych księży i egzorcystów, któ­rzy odprawiali za mnie Msze Święte i modlili się nade mną. uczestniczyłem również w specjalnych rekolekcjach o uzdrowienie i uwolnienie, w czasie których zrozumiałem: jeżeli chcę być trwale uzdrowiony, uwolniony i zba­wiony, muszę dokonać radykalnego wyboru, a przede wszystkim odciąć się od źródeł zła, szczególnie od liberalno-masońskich środków przekazu. Po powrocie z rekolekcji zrozumiałem, że muszę przestać praktykować duchową schizofrenię. Dlatego:

  • Wyrejestrowałem i przestałem oglą­dać telewizję publiczną i słuchać radia. Zrozumiałem, że te nośniki przekazu dokonały największego spustoszenia w mojej psychice i oso­bowości; słuchając radia wszedłem na drogę okultyzmu.
  • Zerwałem kontakt ze wszystkimi członkami tej okultystycznej sekty oraz związek niesakramentalny.
  • Przestałem kupować i czytać pra­sę codzienną, literaturę o treści. Przestałem chodzić na zakupy w niedzielę i święta.
  • Jako dystrybutor firm pracujących w systemie sprzedaży sieciowej (pi­ramida wynagrodzeń) wyrejestrowałem się i przestałem korzystać z ich produktów.
  • Zniszczyłem, wyrzuciłem, spaliłem wszelką literaturę okultystyczną i pornograficzną, drzewko szczęścia, piramidkę, posążek Buddy, ka­mienie szlachetne, meble i wersalkę, na której spał guru i jego uczniowie.
  • Rzeczy te były skażone mantrami, magią, duchem innych kultur i re­ligii. Odciskały one duchowe piętno na mojej duszy, psychice, ciele, rodzinie i otoczeniu. Dzisiaj wiem, że jest bardzo ważne, co trzymamy w mieszkaniu, z kim się spotykamy, z kim zawieramy związek małżeński, czym karmimy wzrok i umysł.

Gorąco apeluję i proszę ludzi pracu­jących w mediach i prasie: nie reklamuj­cie zła, nie współpracujcie z nim.

Ludowy pisarz Wetzl słusznie zauwa­ża: „Bezbożna prasa nigdy nie doszłaby do takiego rozwoju, gdyby miliony kato­lików nie popierały wrogich Kościołowi i tzw. bezbarwnych pism i dzienników, czy to abonowaniem, czy też współpracą”.

Rekolekcjonista ojciec Bili nauczał, że 75% chorób wynika z grzechu. Dzisiaj jestem pewny, że powodem moich cier­pień i niepowodzeń był grzech, brak wia­ry i wiedzy. Mój błąd był zasadniczy: do 56. roku życia nie brałem pod uwagę i nie traktowałem poważnie Jezusa. Skutki tego były opłakane. Pomimo to Jezus Chrystus nigdy o mnie nie zapomniał!

Dziękuję Ci, mój Jezu, za moja ma­mę, która podobnie jak święta Monika wymodliła moje nawrócenie, modląc się do Matki Bożej na różańcu.

Dziękuję wszystkim kapłanom, sio­strom ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia i osobom świeckim, któ­rzy pomogli mi wyjść z okultystycznej sekty i nadal pomagają, gdyż walka się nie skończyła, abym mógł wzrastać w miłości i świętości.

Doświadczyłem też aktualności świętych obcowania, Anioła Stróża, św. Michała Archanioła, św. Ojca Pio, św. Teresy od Dzieciątka Jezus, św. sio­stry Faustyny Kowalskiej.

Dzisiaj jestem świadomy, że w moim uwolnieniu i uwolnieniu mojego miesz­kania od zniewolenia okultystyczne­go konieczna była interwencja samego św. Michała Archanioła.

Kochani czytelnicy, to co przeżyłem, nie da się opisać. Była to straszna wal­ka piekła z niebem, która toczyła się we mnie przez siedem lat i jeszcze się nie skończyła. Dlatego dzisiaj proszę słowami świętego Pawła: „Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła” (1 Tes 5, 21-22).

Wdzięczny Bogu za ocalenie

Wiesław

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (5/2010)